W roli głównej: Annabelle Minerals

Znacie już Annabelle Minerals?

Pewnie sporo z Was zna. Ja właśnie poznałam. No… liznęłam, że tak powiem, ledwie.

Czy warto było?

 

Ot, trzy małe, niepozorne pojemniczki. Jak to bywa w przypadku kosmetyków mineralnych. Niewielkie, a od razu powiem – bardzo wydajne. A w nich -Puder rozświetlający, Róż mineralny Sunrise i Cień glinkowy Smoothie. Wszystkie mają bardzo niepozorne odcienie. Wręcz podobne, uzupełniające się. Wszystkie idealnie nadają się na co dzień. Do lekkiego makijażu, który delikatnie podkreśla naszą własną urodę. A wręcz – lekko ją zaczarowuje. Bo za każdym razem, kiedy mam je na twarzy, czuję się tak jakoś… ładniejsza.

 

 

Moim zdecydowanym faworytem został puder rozświetlający.

Producent pisze: „Rozświetlający puder mineralny Pretty Glow od Annabelle Minerals pomoże Ci uzyskać perfekcyjne wykończenie makijażu. Nadaje skórze świetlistego blasku, przez co sprawia, że cera wygląda na świeżą, wypoczętą i zrelaksowaną. Dedykowany jest wszystkim kobietom, które pragną zabłysnąć, ze szczególnym uwzględnieniem posiadaczek cer matowych, zmęczonych i z delikatnymi zmarszczkami.”

Jest to niezwykle praktyczny kosmetyk. Po nałożeniu na skórę staje się niewidzialny, co jest o tyle dziwne, że zapewnia bardzo komfortowe uczucie lekkiego krycia i zmatowienia. Cenię go sobie bardzo ze względu na moją przetłuszczającą się cerę – połączenie miki, tlenku cynku, jedwabiu i glinki działa cuda. Skóra świeci się, ale nie tą denerwująca tłustą warstewką, a… takim jakimś… dobrym blaskiem.

Nakładam go zazwyczaj na lekko koloryzujący krem Cosnature z nagietkiem, który działa jak nawilżający krem BB. Takie połączenie – krem plus puder – genialnie sprawdza się na co dzień, długo trzyma i sprawia, że po prostu dobrze się czuję.

 

 

A jeszcze lepiej się czuję, po nałożeniu różu. I ponownie – ten od Annabelle Minerals bardzo lubię, choć ma doprawdy delikatny odcień. A może w tym tkwi jego siła. Przyznam wręcz, że czegoś takiego szukałam. Czegoś, co lekko muśnie policzki i zaraz na nich zniknie, pozostawiając jedynie wrażenie dotkniętych wschodzącym słońcem rumieńców.

Naturalnie i subtelnie. Jest przy tym, jak z resztą i pozostałe produkty, łagodny i bezpieczny, nawet dla trudniejszych cer.

 

 

I na koniec równie delikatny Cień glinkowy Smoothie. To jeden z tych jasnych, bardzo uniwersalnych cieni, które – ponownie – w jakiś magiczny, niewidoczny sposób rozjaśniają spojrzenie. Nakładam go na wewnętrzne krańce powieki, czasami też tuż pod brwi. On także, jak poprzednie kosmetyki, jakby znikał, ale nie pozostawia nas samym sobie. On tam jest, ale zwyczajnie wpasowuje się w skórę, w spojrzenie.

„Marka Annabelle Minerals czerpie z natury to, co najlepsze. Stworzyła kolekcję 10 cieni, których składy opierają się na delikatnych glinkach kosmetycznych. Cienie nie tylko nadają spojrzeniu wyrazu, ale też pielęgnują skórę powiek. Kolekcja Soft Cocktail to cienie do oczu w kolorach nude. Stworzone z myślą o dziennym makijażu oczu. Zapewniają matowe, eleganckie wykończenie. Odcień Smoothie to mleczno-brzoskwiniowy kolor, przywodzący na myśl owocowy koktajl. Smoothie to bardzo uniwersalny odcień, który pasuje do większości typów urody. Szczególnie polubią go osoby o niebieskich oczach, ponieważ odcienie delikatnie pomarańczowe uwydatniają kolor jasnej tęczówki.”

No czyż nie pasuje do moich niebieskich oczu? 🙂

Jedynie czego mogę się przyczepić, choć to zapewne kwestia ustawień monitora, to fakt, ze kosmetyki wydają się bardziej przygaszone w rzeczywistości, niż na zdjęciach producenta. Może to utrudniać wybór, ale cóż – tak to jest w przypadku kolorówki – najlepiej dobrać ją osobiście.

Wszystkie trzy kosmetyki bardzo polecam. Za ich trwałość, naturalność – zarówno w składzie, jak i w efekcie, który dzięki nim uzyskuję. Trzymają się długo, nie brylują się, dbają o skórę, pozwalają jej oddychać. A co najważniejsze – pozwalają mi się uśmiechać do swojego oblicza w lustrze.

Kosmetyki dostępne na Annabelle Minerals.

Facebook