Najlepszy kosmetyk

Mówią, że najlepszym kosmetykiem jest uśmiech.

Wierzę w to mocno.

Widzieliście kiedyś uśmiechnięta kobietę, na którą nie chciałoby się patrzeć? Chodzi oczywiście o taki wewnętrzny, ciepły uśmiech od serca. Uśmiechnięta kobieta zawsze będzie piękna.

Jest jednak coś co działa jeszcze lepiej. Przynajmniej na mnie. To weekend na wsi! Lub dłuższy czas oczywiście, zazwyczaj jednak do dyspozycji mamy tylko weekend.

Nic, naprawdę nic nie pomaga mojej cerze tak, jak te kilka dni spędzone na świeżym powietrzu, kiedy pielęgnację sprowadzam do totalnego minimum.

I może chodzi tu o lepszą wodę niż to coś, co leci z kranów w Krakowie. Może o lepsze powietrze, które w naszym mieście wyjątkowo nie sprzyja skórze. Może o to, że łazienka jest tam mała i ciemna, a i tak nie ma czasu na marnowanie go przed lustrem. W końcu las wzywa, ogród z leżakiem tym bardziej. Może mniejszą tam mam ochotę zastanawiać się nad tym jak wyglądam, a większą, aby po prostu żyć.

I słońce na mnie działa wspaniale. Z wiekiem nauczyłam się wprawdzie nakładać na twarz filtry, ale i tak uwielbiam to muśnięcie słońcem na skórze i piegi, które pojawiają mi się zawsze latem.

I wiatr uwielbiam, który lekko i delikatnie osusza moją mieszaną cerę. I wilgoć wieczorną, tą z lasu, która ją nawilża.

Naprawdę wystarcza wtedy jedynie coś do przemycia skóry rano i wieczorem, naturalny tonik i nawilżający krem. I oczywiście balsam z filtrem (ten o którym pisałam TU), który nakładam 2-3 razy dziennie po przemyciu twarzy wodą.

To i uśmiech wystarczają, żeby czuć się pięknie.

No… może jeszcze kilka odpowiednich słów z ust męża, jeśli akurat znajduje się blisko. Na to poczekam do września 🙂

Tez tak macie? Też to zauważyłyście?

Facebook