Mniej mnie tu ostatnio. Ale rozumiecie, prawda? Bo wiecie przecież nad czym pracuję. Czy nie wiecie? Bo jeśli nie wiecie, to Wam powiem, że moja Cukiernia Kosmetyczna (książka, nie miejsce, żeby nie było) nabiera rumieńców!
Zamykam się więc całymi dniami w kuchni, puszczam głośno Chilli Zet i tworzę! Często według znanych Wam przepisów z bloga, ale jeszcze częściej daję się ponieść wyobraźni. I kombinuję. I testuję. I bardzo dużo wyrzucam. Ale kiedy już jestem zadowolona, to patrzę na te moje małe kosmetyczne dzieła i myślę sobie, że ja to jednak mam łeb! Bo to takie śliczne, i takie fajne, a jak działa, a jak pachnie, och i ach. A potem pokazuję Róży i się pytam – co to? A ona – mydełko mamusiu. Albo – no przecież to do kąpieli mamusiu. Czasem też razem coś robimy. Dumna potem taka chodzi.
Naściągałam masę fajnych foremek silikonowych z Chin (trochę też z Francji i z naszych sklepów, choć zapewne i tak przywędrowały wcześniej z Państwa Środka). Kiedy zaczęły przychodzić przesyłki z tymi foremkami, pan listonosz popatrzył na mnie ze zmarnowaną miną i powiedział – widzę, że odkryła pani jedwabny szlak? A ja to będę musiał wszystko nosić…
Aż mi się na chwilę przykro zrobiło pana listonosza. Ale panie listonoszu – przecież to lekkie. To tylko silikon.
Robię też dużo zdjęć. Ale jeszcze nie tak dużo, jakbym chciała. Czekam na dobre czasy, na słońce, na przyrodę. Wtedy będzie najpiękniej. Wtedy najwięcej będę focić.
Terminy gonią. Muszę ze wszystkim zdążyć. A musi być dokładnie tak, jak to sobie wymyśliłam. Musi być dobrze.
Rozumiecie więc, że trochę mnie tu ostatnio mniej?
Poniżej trochę migawek cukierniczo-kosmetycznych!