Kiedy nic nie wychodzi + wyniki konkursu

Taki był piękny plan. Wymyśliłam sobie post: „dzień z życia prowadzącej warsztaty kosmetyki naturalnej”. Wczesna jesień jest na to świetnym czasem – to sezon na wszelkiego typu wyjazdy i spotkania integracyjne w firmach, a właśnie podczas takich eventów najczęściej prowadzę warsztaty. Postanowiłam wykorzystać idealną, zbliżającą się okazję, wykorzystując przy okazji fantastyczny plener – warsztaty w pięknym hotelu w Bieszczadach. Zaraz po nich wybieraliśmy się z przyjaciółmi na weekend w Pieniny.

No i wszystko zaczęło się psuć.

A w zasadzie to głównie pogoda. Były to bowiem trzy dni pełne nieustającego deszczu. W piątek wstałyśmy skoro świt – ja i moja siostra, która często podczas wyjazdów warsztatowych pomaga mi jako kierowca i asystentka. I co? I było szaro, buro i mokro. Aparat, który miał nam towarzyszyć od początku schowałam głęboko – szkoda było, żeby zamókł… Cóż, trudno. Około 7 wyjechałyśmy na wschód daleki, nową piękną autostradą. I jechałyśmy. Po zjeździe z autostrady już nie tak szybko, minęłyśmy Rzeszów, mniejsze miejscowości, aż wokół zaczęło się robić pusto. Domy pojawiały się sporadycznie. Stacji, sklepu czy knajpki to już w ogóle przestałyśmy nawet wyszukiwać. Dobrze, że sygnał GPS do nas jakoś w tej głuszy docierał. A musicie wiedzieć, że pomimo pogody, głusza ta była piękna. A może właśnie dzięki niej? Co rusz docierająca do nas, wędrująca po polach i nieckach mgła, lekka mżawka, nisko zawieszone, ciężkie chmury, wilgoć w powietrzu – wszystko to sprawiało, że pogórza, które mijałyśmy otoczone były niezwykłą aurą. Niemal magiczną, bardzo tajemniczą, pełną bólu przemijania i ciekawości rozpoczynającej się właśnie jesieni.

Hotel Arłamów wyłonił się z mgły nagle, wręcz niespodziewanie, tuż za ostro pnącą się w górę, prawie pionową drogą (takie przynajmniej sprawiała wrażenie). Jest ogromny, położony pośród niczego, w miejscu wymarłej wioski Łemków. Byliście tam? A może słyszeliście o tym miejscu – tutaj internowany był Wałęsa? Sama byłam pod ogromnym wrażeniem tego miejsca. Hotel jest nowy, zbudowany z ogromnym rozmachem, bardzo ładny. Szczególnie spodobały mi się wyciągi narciarskie, podchodzące niemal pod samą recepcję. A także olbrzymia sala restauracyjna pod szklanym dachem, służąca także za audiowizualną salę widowiskową. Ponoć z hotelu rozciąga się piękny widok na Bieszczady. Cóż… my widziałyśmy jedynie mocno romantyczną, ale jednak zaburzającą całość obrazu, mgłę…

No dobra… przesadziłam z tym, że nic nie wychodzi. Warsztaty bowiem (oczywiście) wyszły. Zupełnie jednak nie zrealizowałam swojego planu związanego z pokazaniem Wam warsztatowej codzienności. Pozostawiam to więc na przyszłość, może w przyszłym tygodniu mi się uda…

To jednak nie koniec złej passy. Cały weekend, który zapowiadał się tak pięknie – z przyjaciółmi, w Pieninach, w drewnianych domkach – też lało. Znudzone dzieci musiały rozrabiać wewnątrz, zamiast latać z niczego nie spodziewającymi się owcami po halach (choć i tego spróbowaliśmy!). Na dodatek, cały ten wspaniały weekend zakończył się kłótnią z mężem i jakimś okropnym choróbskiem, które musiałam przezwyciężyć do czwartku – do kolejnych warsztatów w Warszawie.

Nie przezwyciężyłam… Do teraz mi źle. Źle mi też, że nie udało mi się zrealizować planów, że przez chorobę mam sporo zaległości, że byłam w stanie realizować tylko najpilniejsze zadania (maile, wysyłki, nieco marketingu dla Blisko Natury), itp., itd…

Ale wiecie co? Przez dwa dni prawie cały czas mogłam sobie spokojnie leżeć i czytać. A akurat trafiła się fajna książka!

Kiedy więc nic nie wychodzi… no… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czasem trzeba po prostu na chwilę się zresetować.

warsztaty

Jeszcze z jednego powodu mi źle… że Was tak długo przetrzymałam z wynikami konkursu z Lili in the Garden

Już to naprawiam!

Naszyjnik (jeden z moich ulubionych, sama mam podobny na zdjęciu powyżej), wygrywa…

Anna S (AnnaAr)

A dla wszystkich…

15% rabatu

na zakupy w Lili in the Garden, do końca października

z kodem „konkurslili”

Gratuluję i proszę o dane do wysyłki na lilinatura@lilinatura.pl! Dziękuję wszystkim ciepło za udział!

wgrywa druzy

11 comments on Kiedy nic nie wychodzi + wyniki konkursu

  • Bożena Osowiecka

    Zamierzam kiedyś odwiedzić te urocze zakątki 🙂
    A wygranej – Gratuluję!

  • Ewa Wojtaszewska

    Gratuluję!

  • Dorota

    Szkoda, że nie mogłaś poczuć w całości piękna tego miejsca, skryło za mgłą swoją delikatną tajemnicę przeszłości. Tak dla sprecyzowania – Arłamów to jeszcze nie Bieszczady tylko Góry Sanocko-Turczańskie. Te gorsze chwile też nas czegoś uczą, uświadamiają, więc niech uśmiech nie znika Ci z twarzy 🙂 A jaka to wciągająca książka?

  • Anna S

    Czytam tytuł „kiedy nic nie wychodzi…” i myślę jak nic o mnie!
    Przede wszystkim nie wychodzi jak sobie coś zaplanuję… Tak sobie czasem myślę że to tak może nie na złość, dla zasady, żeby spróbować zwolnić, poczuć chwilę… Ale jak poczuć, jak jesteś, zła, zestresowana i jeszcze do tego wszystkiego chora… Aj to życie nas zaskakuje z każdej strony… Znamy to dobrze wszystkie…
    Dlatego bardzo chciałam podziękować, bo sprawiłaś mi ogromną niespodziankę!!! Dziękuję i już piszę maila! :):):)
    (przy tym wszystkim co nie wychodzi)
    Pozdrawiam!

  • Szpinakożerca

    Gratulacje :*
    oj Arłamów teraz zdecydowanie wypiękniał po remoncie i rozbudowie zrobił się przepięknym miejscem 🙂 a pamiętam go jeszcze z czasów gdy nie zmienił się ani odrobinkę od wspomnianego przez Ciebie internowania ;p

  • Aneta

    czasem choroba to jedynie dobra wymówka, żeby odpocząć kiedy ambicja nie daje nam tak po prostu poleniuchować. Mi dopiero swiąt było trzeba, żeby się w lekturę analogową zagłębić:P pozdrawiam ciepło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook