Masło kakaowe, pigwowiec i zeszłoroczne oczekiwanie

Rok temu jesień była zupełnie inna. Pełna napięcia, obaw i wyczekiwania.  Już od początku września żyło się jak na szpilkach, zerkając co rusz przez okno w kuchni, na ulicę, na podjazd nasz dzielnicowy, czy aby Stacho nie robi niespodzianki i nie wróci z tego Afganistanu wcześniej. Najgorsza była myśl, że tyle już za nami, a coś może wydarzyć się w te ostatnie dni. Ot, taka ironia losu. Pech po prostu. Bazę ostrzeliwali regularnie. A jak akurat ostrzelają startujący z Ghazni śmigłowiec? A jeśli zaatakują właśnie teraz, jeśli zbiorą się na odwagę i ruszą na bazę wszystkich baz w Bagram? A jeśli zestrzelą samolot do Kirgistanu. Albo co gorsza sam rozpadnie się gdzieś nad bezkresnymi górami. Nawet amerykańskim samolotom się to zdarza.. Bałam się.
Bałam się jaki będzie, czy się zmieni. Nie bałam się tak całe pół roku. Może też dlatego, że ukrywał przede mną fakt, że jeździ regularnie na patrole. Byłam pewna, że siedzi sobie grzecznie w dowództwie i rozmawia z Amerykanami przez radiostację. Zdradził się dopiero, kiedy zakończyli działania. Kiedy kolejna zmiana przyjechała i przejęła ich obowiązki. Jakoś pod koniec września. Dobrze? Do teraz nie wiem. Czy wolałabym wiedzieć, że jego wóz wyleciał na minie i leży w szpitalu z niegroźnymi ranami? Wolałabym.
Wczesną jesienią zaczęło się wielkie obmyślanie pierwszego po powrocie obiadu. Opcji było chyba kilkadziesiąt. Zmieniały się za każdym razem, kiedy odwiedzałam market. Kurki zamroziłam jak tylko je zobaczyłam i kupiłam. Na wszelki wypadek, bo potem może nie być. A co na śniadanie? A może coś jeszcze specjalnego, powitalnego. Zaczęło się przygotowywanie małej niespodzianki – różnych oryginalnych piw z lokalnych browarów. A od Róży wielka czekolada. Bo czekoladę lubi bardzo. 
Róża nie wiedziała co się kroi. Choć pewnie dziwiło ją to mamusiowe podekscytowanie. Mała była jeszcze,  nawet półtora roku nie miała. Mówiłam jej o tatusiu, którego już nie pamiętała. Pokazywałam filmiki, dwa razy nawet na skypie udało się połączenie złapać. Cóż to dla dziecka? Uśmiechała się do mnie jedynie. Pamiętam jak w soboty siadywałyśmy sobie wieczorkiem razem, ona z butlą mleka, ja przytulając jeszcze Misię i oglądałyśmy Mam Talent. Róża to uwielbiała, tańczyła i śpiewała, a potem biła brawo ze wszystkimi. Takie babskie posiadówy…
Zrobił w końcu niespodziankę. Ale nie mnie, wszystkim innym. Bo z tego napięcia, kazałam mu się dokładnie powiadomić. Powiedzieliśmy więc bliskim, że będzie nieco później. 
Przylecieli jakoś rano. Kilka godzin miał trwać rozładunek. Nie było sensu, żebym czekała nie wiadomo jak długo z małym dzieckiem pod bramą. Zresztą, po co te płacze, tak przy wszystkich? Czekałam więc w oknie. Na kuchence buzowało na czterech palnikach. Od rana. Kurki też. Różę wystroiłam w sukienkę, posprzątałam dom, umalowałam się, ubrałam trochę ładniej, ale na luzie. I stałam w tym oknie. Zadzwonił, że jeszcze trochę to potrwa, więc stałam dalej.
I w końcu zauważyłam w oddali zbliżającą się taksówkę. Atak gorąca i skręt w brzuchu. Chyba w sekundzie chwyciłam dziecko, okryłam je czymś, co akurat było pod ręką, ubrałam jakieś pierwsze lepsze buty, wypuściłam przodem psa i wyleciałam z domu. Dwa piętra w dół, po schodach, z przestraszonym tym całym wariactwem bąblem. Wyciągał akurat plecak z bagażnika. Taki inny, wychudzony, opalony, w jasnym mundurze. Dobiegłam i przytuliłam. I tak staliśmy długo. Róża zaczęła płakać. Taksówkarz stał i wgapiał się w ten obrazek rodem z amerykańskiego filmu.
Wrócił. Już prawie rok temu.

Ta jesień jest inna. Chłodniejsza. Zwyczajniejsza.

Masło kakaowe. Próbowaliście? Dotychczas miałam je jedynie w formie małych pastylek. Tym razem zakochałam się w takich naturalnych kosteczkach. Cudowne. Pachnie czekoladą. Twarde jest bardzo, jak to masło kakaowe, ale to nic. Urywam kawałek, rozgrzewam w dłoniach i powoli masuję ciało. Trochę nakładam na usta i zaraz je oblizuję. Wchłania się od razu, nawilża i odżywia. Kawałeczek wrzucony do kąpieli ułatwi zadanie. Masło się powoli roztopi i pozostawi na skórze delikatny film. Polecam!

Ach i jeszcze ważna sprawa – to na zdjęciach to nie jest pigwa, Nie, nie. Siostra moja kazała przekazać, że jest to owoc pigwowca, a to nie to samo!


PS Moje masełko pochodzi z Blisko Natury

20 comments on Masło kakaowe, pigwowiec i zeszłoroczne oczekiwanie

  • asashimia

    "Bo męska rzecz być daleko a kobieca-wiernie czekać…"
    nigdy nie lubiłam tekstu tej piosenki,
    jesteś dzielna Lil. dla mnie kobiety czekające na mężów na misji-są jak druga połowa armii. ta cicha połowa, anonimowa.
    co do masełka-ja mam w pastylkach-które wciąż czekają na ukręcenie:) ale takie w kostkach wyglądają lepiej-mają wizualnie apetyczną fakturę:)

  • Żaneta J.

    Wspaniała i dzielna z Ciebie kobieta!
    W taki sposób to opisałaś że ciągle czuję emocje które w Tobie wtedy były..

    A co do masełka – to jeszcze nie miałam, ale będę, to sobie postanowiłam już dawno 🙂

  • BlogBy Izis

    Dzielna jesteś! Mnie byłoby ciężko tak długo bez męża.

  • Magdalena N.

    wiesz, popłakałam się po tym co napisałaś ….

    wczoraj zerwałam pigwy , mam ich jeszcze pełno bo oba krzewy obrodziły . A masełko też mam, jest cudowne, pisałam niedawno o nim i wychwalałam 😉

    • Adriana Sadkiewicz

      🙂 Mi też się na wzruszenie zebrało przy pisaniu i wspominaniu 🙂
      Krzewów pozazdrościć 🙂

  • SAndstorm

    Cudownie się czyta o szczęśliwych powrotach,a w Twoich postach jest zawsze tyle optymizmu i radości życia, że czyta się podwójnie dobrze 🙂 Na szczęście to, co było już jest za Tobą 🙂
    Masło kakaowe pachnie cudownie, dla mnie tak dobrze, że miałabym je ochotę zjeść 🙂
    Pozdrawiam!

    • Adriana Sadkiewicz

      Oj, na szczęście… już zapowiedziałam, że na żadne kolejne wyjazdy to ja się nie piszę 🙂

  • balsamowo

    Dobrze, że utrwaliłaś tak piękne wspomnienie. W taki piękny sposób 🙂 Wzruszyłam się bardzo.

    • Adriana Sadkiewicz

      Jesień chyba w ogóle sprzyja wspomnieniom. A te emocje jeszcze we mnie mocno siedzą…

  • magda

    Wzruszyłam się czytając Twój tekst, a jednocześnie po raz kolejny w takiej sytuacji pojawia się we mnie bunt i złość, że ten świat jest chory. To nie powinno tak być, oni nie powinni wyjeżdżać, nie powinno być wojen. Pozdrawiam 🙂

    • Anonimowy

      Też się wzruszyłam… Nie chciałabym przeżywać tego, co Ty. Jesteś naprawdę dzielna!

      Izabela
      Mydło i spółka

  • alicjamagdalena

    Wzruszyłam się niezmiernie, jesteś bardzo silna… oby już wszystko toczyło się na Twojej drodze bez żadnych zakrętów! Pozdrawiam !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook