Papajowa magia Dr.PAWPAW

Już dawno rzuciły mi się w oczy na zagranicznych stronach. Cóż, trzeba przyznać, że zwracają na siebie uwagę. Słyszałam nawet, że na Zachodzie o brytyjskiej marce Dr.PAWPAW mówi się już, że jest kultowa. Co takiego mają w sobie te kosmetyki? Dlaczego i czy w ogóle warto po nie sięgnąć?

Dzisiaj poznamy nową papajową magię!

 

Ale od początku! Marka stosunkowo niedawno weszła na nasz rynek. Kosmetyki Dr.PAWPAW są więc wciąż całkiem gorącą nowością. Co tu istotne, dostaniecie je stacjonarnie w drogeriach Hebe. Jestem wręcz pewna, że ich tam nie przeoczycie. Przykuwają uwagę jak żadne inne! A to zaledwie kilka produktów!

Dzisiaj przedstawiam Wam trzy spośród nich – Original Yellow Balm – uniwersalny balsam, Tinted Peach Pink Balm – uniwersalny balsam koloryzujący oraz jedyny w ofercie marki kosmetyk do włosów – It Does It All 7in1 – multifunkcyjny koktajl do pielęgnacji i stylizacji włosów. Jak myślicie, który z tych kosmetyków stał się moim ulubieńcem?

Zanim jednak przejdziemy do ulubieńca, pora na chwilę szczerości. Prawda bowiem jest taka, że nie są to kosmetyki naturalne. No niestety. Jak już jednak pisałam na Facebooku, ich magia tkwi w tym, że cechują się tym specyficznym, rzemieślniczym czarem, który przywołuje nam myśl początki przemysłu kosmetycznego. A jak zapewne wiecie, mamy teraz mocny trend ku klimatom vintage. Na korzyść marki przemawiają także bardzo proste składy ich flagowych balsamów. Ten „original” czyli pierwszy, najpopularniejszy, multifukcyjny, żółty balsam zawiera jedynie 4 składniki! Oparto go na wazelinie, a do niej dodano oliwę z oliwek, ekstrakt z papai (to od niego pochodzi nazwa i filozofia marki) oraz aloes. Całość, wierzcie mi, naprawdę godna uwagi!

Muszę tutaj wspomnieć o opakowaniach. To one sprawiają, że nie da się koło marki przejść obojętnie. To one nadają jej tę wyjątkową atmosferę. Nie ma w nich jakiejś dużej filozofii, są wręcz bardzo proste. Cały trik polega jednak na ich kolorystyce. Opakowania są jednolicie żółte – w przypadku podstawowych produktów oraz brzoskwiniowe lub czerwone – przy balsamach koloryzujących. Uwagę zwraca niewielki rysunek papai i bardzo proste czcionki. Idealny przykład na to, jak prostota i dobry pomysł, mogą w genialny sposób wyróżnić markę. I jednocześnie uczynić ją tak… fotogeniczną – aż chce się ją pokazywać w social mediach. Brawo!

 

 

Wracając do ulubieńca… Najbardziej spodobał mi się Tinted Peach Pink Balm czyli uniwersalny, multifunkcyjny balsam o przyjemnym kolorze brzoskwiniowego różu. Oj, lubię się z takim kolorem bardzo! Jest to kosmetyk, który wprost prosi się o noszenie codziennie w torebce. Po kilku dniach, torebka bez niego czuje się już pusta… W bardzo praktycznej, uroczej tubce zamknięto kosmetyk, którego nie da się opisać jednym słowem.

Po pierwsze – jest świetnym błyszczykiem do ust. Nadaje im delikatny, ładny kolor, jednocześnie je pielęgnując. Ale to jeszcze nic! Wyobraźcie sobie taką sytuację – musicie za chwileczkę wyjść, czy to z domu czy z pracy, a buzia jest jakby szara, pozbawiona blasku, zwiędnięta taka… Sięgacie po balsam i lecicie do łazienki. Nakładacie nieco kosmetyku na palce i wklepujecie go lekko w kości policzkowe, najlepiej uśmiechając się przy tym ładnie. Następnie odrobinkę balsamu równie leciutko nakładacie na powieki, co sprawia, że oczy w jednej chwili wyglądają świeżo i totalnie dziewczęco. Nie zapominacie także o ustach. Kilka chwil wystarczy, aby nadać twarzy blasku, energii i koloru. I to podoba mi się bardzo! Zwłaszcza patent z powiekami, bo takie wklepywanie różu to już znałam, jak dobrze wiecie.

 

 

Oryginalna wersja mojego ulubionego brzoskwiniowego balsamu to ta żółta tubka. Składowo różnią się jedynie odrobiną barwnika i łagodnym konserwantem w tym pierwszym. Po żółty balsam także sięgam kiedy tylko wychodzę z domu (to znaczy przekładam z torebki do torebki) lub trzymam na komodzie w przedpokoju, pod ręką. Jak już wspominałam – mamy tu 4 składniki, wazelinę, oliwę, papaję i aloes. I choć bałam się tej wazeliny, przyznaję, że jest naprawdę fajnie. Te tubki są genialne, poręczne, praktyczne. Łatwo się po taką sięga, kiedy tylko czuję, że mam suche dłonie i spierzchnięte usta, sprawdza się też do zmiękczania skórek przy paznokciach. I znów mam dwa super triki, w których balsam jest bardzo pomocny. Po pierwsze – do ujarzmiania brwi, kiedy to staje się lekkim woskiem przy ich przeczesaniu i nadawaniu odpowiedniego kształtu. Po drugie, jeśli odrobinę balsamu wklepiemy opuszkami palców nad kośćmi policzkowymi, mamy ekspresowy efekt rozświetlacza. I teraz można czarować, prawda?

 

 

Na koniec zostawiłam sobie odżywkę, ale od razu mówię, że jest to jedna z lepszych odżywek, jakie używałam. It does it all – jak to mówi nam marka z opakowania czyli ochrania przed działaniem wysokiej temperatury, zapobiega rozdwajaniu końcówek, ułatwia rozczesywanie, działa jak zabieg pielęgnacyjny, redukuje puszenie, dodaje blasku i pomaga w stylizacji. Podoba mi się ta uniwersalność. Zwłaszcza, kiedy mam mało czasu, kiedy nie zdążę nałożyć maski i czekać z nią nawet kilku minut. Ten multifunkcyjny koktajl do pielęgnacji i stylizacji włosów mogę za to nałożyć na szybko albo na suche, albo na wilgotne włosy. Nie zmywam go. Nie muszę. Szybko się wchłania i przepięknie pachnie. Ach, co ważne – po raz kolejny chcę pochwalić markę za praktyczność opakowania! Odżywka jest w spryskiwaczu, co bardzo ułatwia aplikację. Ma delikatną konsystencję gęstszego żelu lub lżejszego mleczka. I faktycznie – robi sporo. Włosy są miękkie, odżywione, łatwo się rozczesują (mam ich sporo…), ładnie błyszczą i lepiej się układają. Tego mi potrzeba!

Na koniec wspomnę jeszcze o tej słynnej papai (Carica Papaya). Czemu aż tak mamy się z nią polubić? Producent pisze, że jest to „bogaty w składniki odżywcze owoc, pełen antyoksydantów, witamin i minerałów. Zawiera wapno, magnez, potas, żelazo, witaminę A, witaminę C oraz acetogeniny, które przy stosowaniu zewnętrznym wykazują właściwości regenerujące, nawilżające i wygładzające skórę, jednocześnie zwiększając jej elastyczność.” Mi osobiście papaja kojarzy się z enzymem, który zawiera, czyli z papainą. Dzięki niej owoc wykorzystuje się jako peeling enzymatyczny. Czekam więc, aż marka wypuści na rynek właśnie taki kosmetyk. Pasowałby do niej idealnie!

Bo o dobroczynnych właściwościach kojącego aloesu i odżywczej oliwy, to chyba już nie muszę pisać, prawda?

Kosmetyki Dr. PAWPAW znajdziecie w sieci drogerii Hebe. Jakie produkty są dostępne, możecie sprawdzić również na stronie www.hebe.pl

 

Wpis powstał we współpracy z siecią drogerii Hebe. Wszystkie opinie są moimi własnymi.

Facebook