Kosmetyki polskich marek, które ostatnio bardzo lubię

Wszyscy na pewno dobrze już wiecie, jak trudny ekonomicznie czas czeka nas niedługo. Sama jestem w bardzo nieciekawej sytuacji, o której już Wam pisałam. Odwołano mi bowiem moje główne obecnie źródło utrzymania – imprezy masowe i spotkania pracownicze, podczas których prowadziłam warsztaty kosmetyków naturalnych i słodyczy kosmetycznych (LiliGarden.pl). W podobnej sytuacji jest bardzo wiele z Was i do niej to chciałabym dzisiaj także nawiązać.

Niełatwe zadanie staje przed wieloma rodzimymi markami. Po prostu – muszą się utrzymać. A jako, że bardzo spodobała mi się krążąca po internecie akcja i hasztag #wspierampolskiemarki, postanowiłam pokazać Wam kilka kosmetyków polskich marek, które ostatnio używam i bardzo lubię.

Wspierajmy się nawzajem! Pomóżmy sobie przetrwać. Razem przeczekajmy te dziwne czasy. Nie będzie łatwo, bo nawet jeśli uda się wygasić pandemię, to gospodarka jeszcze długo będzie cierpieć. Ale wierzę, że w końcu powrócimy do normalności. Kiedy to znowu będzie można stawiać na pasję i działać pełnym sercem, a nie zastanawiać się po cichu, czy nie trzeba było jednak wybrać jakiejś może i nudnej, ale stabilnej pracy…

Wracając do tematu… Wybrałam kilka produktów, ot po prostu z mojej łazienki. Takich, które polecam całym sercem. Co ciekawe, część z nich to kosmetyki dużych znanych polskich marek, które w końcu odkryły, że rynek nieco się zmienia. Znajdą się tutaj też mniejsze marki, które wspierać powinniśmy teraz szczególnie. Bo i warte są tego!

Co też ważne, część z tych kosmetyków odkryłam spacerując sobie po Rossmanie lub którymś z hipermarketów. Są więc bardzo dobrze dostępne i niedrogie. Spora to zaleta, przyznajcie!

Zaczynamy!




OLEIQ

O marce pisałam Wam jakiś czas temu, robiłam bowiem dla niej zdjęcia produktowe. Jest to najnowsze dziecko Sylveco, a w ofercie znajdziemy czyste olejki i hydrolaty. Czyli to, co najbardziej ortodoksyjni wielbiciele naturalnej pielęgnacji lubią, oj lubią bardzo.

Tak i tutaj polecam Wam takie właśnie połączenie! A że sama po prostu uwielbiam marcepan, przyznam, że to właśnie olejek z pestek śliwek stał się moim ulubionym! Pachnie bowiem, jak być może dobrze wiecie, bardzo intensywnie właśnie marcepanem. Tak słodko, rozkosznie! Już samo jego nałożenie na buzię, odrobinę, na hydrolat, to czyste rozpieszczenie. Od razu robi się przyjemniej. Na sercu, duszy, no i na skórze. Idealny w czasach pandemii – można bowiem pokusić się o stwierdzenie, że zaspokaja apetyt na słodycze 🙂

Olejek znajdziecie na stronie Sylveco.

o!figa

Marka malutka, ale chyba nie muszę Wam jej przedstawiać, hmm? O tyle dla mnie ważna, że jestem autorem jej identyfikacji. Tutaj godnie ją prezentuje jeden z ciekawszych hydrolatów, które stosowałam, o kojącej nazwie Pani Jeziora. Jest to hydrolat z wiązówki, którego zapach, wierzcie mi lub nie, przywodzi na myśl takie dzikie, zarośnięte jezioro. Cudownie odświeża i idealnie sprawdza się w parze z olejkiem. Na wieczór, zamiast kremu lub z niewielką jego ilością.

Hydrolat na stronie o!figa.



Lirene

Kupiłam te kremy kiedyś zupełnie w ciemno. Przeglądałam sobie po prostu nowości na półkach i postanowiłam je wypróbować. I mam już ich kolejne opakowania!

Cała seria Natura marki Lirene nie jest na rynku od dawna. Cieszy tu fakt, że taki gigant postawił na naturalniejsze składy. Są cenowo bardzo przystępne, a i w stosowaniu niezwykle przyjemne. Wybrałam serię dla skóry problematycznej, z szarotką – krem matujący na dzień i sebo-regulujący na noc. Moja skóra przyjęła je nad wyraz dobrze. Spełniają swoje założenia, zapewniają odpowiednie nawilżenia, a i skóra jest uspokojona i miła w dotyku. Od czasu ich pierwszego użycia widziałam w internetach zarówno peany na ich cześć, jak i krytyczne słowa osób, u których się nie sprawdziły. Cóż, musicie wypróbować same!

Kremy znajdziecie np. z Rossmanie



Orientana

A to mój hit! Sama nazwałabym go… uspokajaczem. A to tak naprawdę Punktowy koncentrat kryjący zaczerwienienia Kali Musli czyli zieloniutki krem/korektor, który leciutko pokrywa wszelkie zaczerwienia i niedoskonałości, po swojemu-zielonemu maskuje je, ale co ważniejsze – pozwala im się ładnie ukoić i zagoić. Naprawdę cudo! Takie malutkie, a robi robotę. Fajny, zwłaszcza w czasach intensywnego siedzenia w domu, kiedy można sobie być odrobinkę zielonym i niczym tej zieloności nie przykrywać. Bo jak się przykryje, to już zieloności nie widać 🙂

Koncentrat znajdziecie na stronie Orientana



MIYA

Moje pomadeczki! Dostałam od męża na gwiazdkę i używam praktycznie codziennie. Te spokojniejsze kolory są niezwykle subtelne, a ich widoczność zależy od ilości nałożonych warstw. Można więc spokojnie codziennie usta nieco inaczej malować. Na większe wyjścia (kiedyś) lub mocniejszy efekt mamy cudowną czerwień, koral i fuksję.

Zapewne doskonale rozumiecie, że taki drobiazg, jak pomalowane usta potrafią magicznie poprawić humor!

Moje pomadki myLIPstick były częścią sezonowej edycji świątecznej, stąd to pudełeczko. Osobno znajdziecie je na stronie MIYA Cosmetics.



Mokosh

I jeden z najlepszych kremów pod oczy, jakich używałam. Korygująy krem pod oczy ma idealną czyli gęstą konsystencję. Jest mega odżywczy i aż czuć, jak niesie bogactwo naturalnych składników, które dbają o tak delikatną skórę wokół oczu.

„Zawiera aktywny wyciąg z alg morskich , które zapobiegają rozszerzaniu się naczyń krwionośnych zlokalizowanych w okolicy oczu oraz kofeinę stymulującą mikrokrążenie w skórze. Dzięki temu, stosowany systematycznie, wpływa na redukcję cieni i opuchnięć pod oczami. Z uwagi na wykorzystanie ekstraktu z zielonej herbaty o działaniu antyoksydacyjnym, opóźnia oznaki starzenia skóry powstające pod wpływem promieniowania UV.”

A do tego lekko, przyjemnie pachnie, jest bardzo wydajny i, co najważniejsze – skuteczny!

Krem znajdziecie na stronie Mokosh



SORAYA Plante

To mój pierwszy kosmetyk z serii, która, jak zauważyłam w internetach, wywołała spore poruszenie. I nie tylko o piękne opakowania tu chodzi (no cudne!), ale także o same kosmetyki, które już zyskały masę pozytywnych opinii. Sama zostałam fanką tego Roślinnego żelu myjącego do twarzy! Przede wszystkim dlatego, że łączy w sobie niezwykłą delikatność ze skutecznością oczyszczania. Ma krótki skład, nieco aloesu i herbaty, jest wygodny w użytkowaniu, ma dobrą cenę, no i to opakowanie…

Żel znajdziecie na stronie Rossmanna


ROSADIA

Wymiennie z powyższym żelem używam także Żelu myjącego do twarzy Rosadia. I równie mocno go lubię! Marka stanowi najbardziej kobiecą z córek marek Sylveco. W swojej ofercie ma kilka dobrych produktów, osobiście jednak ten uważam za najlepszy. Najbardziej w nim lubię jego energetyczny pomarańczowy zapach, który pochodzi z naturalnego pomarańczowego olejku. Jest równie skuteczny i delikatny jak poprzednik, muszę tu jednak bardzo pochwalić dodatek kwasu migdałowego, oleju z wiesiołka i hydrolatu różanego w składzie. Całość doprawdy milutka! I do codziennego używania.

Żel znajdziecie na stronie Sylveco.



Lirene

Wracamy do serii Lirene Natura, bo nie mogłabym nie pochwalić i nie polecić tego Peelingu-maski 2w1 wygładzającej do twarzy z drobinkami róży i maliny i organiczną białą herbatą! Jakiż to przyjemny kosmetyk! Jak on ożywczo pachnie!

Nakłada się to to na wilgotną twarz, przez chwilę masuje, a potem, znowuż na chwilę, pozostawia na skórze. Na koniec spłukujemy całość wodą. Kosmetyk jest leciutkim, łagodnym peelingiem, który zupełnie nie podrażnia, a za to dobrze oczyszcza. Bardzo też doceniam jego odżywczą moc. Skóra staje się gładka i jakby lżejsza. Jakby chciała oddychać.

Peeling znajdziecie w Rossmannie.



Orientana

I kolejne powtórzenie marki, ale jeżeli chcemy sobie sprawiać nieco przyjemności w tych trudnych czasach zamknięcia, to tylko z maskami z serii GLOW Orientany! Nadają się na domowe SPA jak żadne inne, bo niosą ze sobą dodatkowe pokłady przyjemności. Jakże one bowiem cudnie wyglądają na twarzy! Błyszczą się, moi drodzy, błyszczą na złoto, niebiesko i malinowo! Oczywiście, przy okazji błyszczenia, naprawdę dobrze pielęgnują i koją skórę. I wcale nie jest trudno je domyć! Ach, i jak wspaniale pachną!

Zabłyśnijcie więc! Maska Różowa Wiśnia, Złota Arla i Niebieska Hotunia na stronie Orientany.


Facebook