Misz Masz przedwyjazdowy

Już drugi raz jadę do Hiszpanii w kwietniu. Dwa lata temu spędziłam kilka dni w Barcelonie i zakochałam się w niej całkowicie! Powrót był jedynie kwestią czasu. Jedziemy więc jutro, tym razem całą rodzinką i nie bezpośrednio do Barcelony, a pod nią, do nadmorskiej mieściny. Nie mogło się więc obejść bez przedwyjazdowego posta! Co akurat cieszy mnie bardzo, bo od 10 dni tylko (no, prawie tylko) tym wyjazdem żyję, a i chciałam Wam przy tej okazji pokazać kilka rzeczy, których Wam jeszcze nie pokazywałam!

Zacznę od samego wyjazdu. Pierwotnie planowaliśmy po prostu wykupić sobie loty Ryanairem i do tego samemu coś zorganizować. Zdecydowaliśmy się jednak na coś innego, co dla mnie jest dosyć sporą nowością (a po turystyce jestem). Znalazł mnie bowiem na Facebooku pewien holenderski, zdaje się portal, TravelBird, który oferuje coś pomiędzy takim samotnym organizowaniem a standardowymi wycieczkami z biur podróży. Wychodzi więc tanio, leci się też Ryanairem, a w pakiecie mamy jeszcze hotel z HB i dojazd do niego. Jeśli wszystko wyjdzie bez problemu, to Wam portal polecę w następnym poście. Na razie, jeśli poszukujecie ekonomicznych wakacji, warto zajrzeć!

Ach… wakacje… Jak to wakacje, trzeba się przygotować. Niezbędne jest więc coś do czytania! Niniejszym więc muszę podziękować, moim wspaniałym Czytelniczkom, bo sięgam właśnie po kolejną książkę poleconą mi i po raz kolejny – zapowiada się świetnie (dziękuję Beatko za tą). Znacie „Kolekcjonerkę perfum”? Ciekawa jej jestem bardzo!

 

Nie może obejść się bez nowej garderoby! A jakże! Niniejszym więc, tu i teraz, oświadczam, że stałam się totalną wyznawczynią chodzenia na ciuchy (czy do second-handów, jak ktoś woli). Być może dlatego, że jakoś wcześniej szczęścia nie miałam (chyba, ze do angielskiej porcelany, którą już Wam pokazywałam), a ostatnio jak tylko idę, znajduję coś naprawdę wyjątkowego, dla mnie lub Róży. Pierwszy raz w życiu mam coś od włoskiego projektanta, co leży na mnie idealnie i kosztowało całe 15 zł (to to zielone, niebieskie z metką Zary)! I jak tu nie polować dalej? Hmm? I jeszcze, nawiązując do jednego z ostatnich postów, nie mogłam się oprzeć espadrylom w paski z F&F – tanie, idealne na wakacje, wiecznie modne. Lubicie?

Przejdźmy do sekcji kosmetycznej! Chciałabym Wam pokazać kilka rzeczy, które zabieram do mojej kosmetyczki. Po pierwsze – Biolaven – nowa linia Sylveco, o której coraz więcej się słyszy, którą możecie wygrać w Wiosennym Plebiscycie i o której zapewne dokładnie jeszcze napiszę. Kremy mają idealną konsystencję na wakacje, cudnie nawilżają i przyjemnie pachną winogronami. Zabieram koniecznie! Na dzień jednak nastawiam się na krem brązujący Alterry (Rossman) – bardzo ekonomiczna, całkiem przyzwoita i certyfikowana alternatywa dla droższych kremów BB. Zastąpię nim podkłady lub pudry (jeszcze tylko coś z filtrem wykombinuję…). Nie obejdzie się tylko bez lekkiego bronzera, najlepszy – mineralny. Od jakiegoś czasu testuję ten z Ecolore (podkłady marki także do wygrania w Plebiscycie!!) i bardzo go sobie cenię. Do tego właścicielka marki podrzuciła specjalnie dla mnie cienie o nazwie „Frosted Lily” (zgadnijcie czemu :)). Bardzo delikatnie różowe, świeże, leciuteńko błyszczące, idealne na ciepłe dni. Ogólnie, bardzo polecam.

Zawsze przed wakacjami sięgam po zapas produktów w „próbkowych” lub podróżnych opakowaniach. Zabieram więc tym razem kilka sztuk genialnego olejku Mio – fit skin for life o nazwie The Activist. Znacie może?  Jaki on ma cudny zapach! I świetny skład – same oleje naturalne: krokoszowy, ze słodkich migdałów, jojoba, kokosowy, arganowy, nagietkowy, moringa, marchewkowy i żurawinowy. Cudo.

Zabieram też wodę różaną! Będę się nią spryskiwać! Będzie też moim tonikiem. Wody różane marokańskie mają bardzo charakterystyczny, mocny, wspaniały zapach. W tej Beaute Marrakech podoba mi się jeszcze opakowanie – małe, lekkie, plastikowe, w sam raz na podróż.

Na koniec – lekkie ałunowe dezodoranty. Zdaje się, że już Wam kiedyś pokazywałam, ale pokażę raz jeszcze, bo mają genialną wersję wyjazdową – praktyczne chusteczki dezodorujące. Do torebki, do samolotu, na całodzienną wyprawę do Barcelony, na wszelki wypadek. Tutaj w wersji z łagodzącym rumiankiem i zieloną herbatą. Moje z Blisko Natury.

Nie wyjadę już, oj nie, bez czegoś z mojej Lili in the Garden. Na taki wyjazd wybieram proste bransoletki sznurkowe (do wszystkiego!) i delikatne naszyjniki z kamieniami i zawieszką. 🙂

I jedziemy! Wrócę za tydzień! Życzę Wam wspaniałego wiosennego tygodnia!

A może ktoś też wybiera się teraz do Hiszpanii?

Facebook