Tak to jest, że czasami, kiedy poczujemy jakiś zapach, zamykamy oczy i przenosimy się w myślach zupełnie gdzieś indziej. Nie musi to być przyjemny aromat, musi jednak z czymś się kojarzyć. Nagle znajdujemy się przy stole w kuchni u mamy albo nad Bałtykiem z lat 80-tych. Kiedy indziej wspominamy koleżankę z liceum, która zawsze tak ładnie pachniała albo dom dziadka, w którym nuta pudrowej słodyczy w dziwny sposób mieszała się z panującą wszędzie wilgocią. Tak to właśnie jest z zapachami. Tylko one potrafią w aż tak magiczny sposób przenosić w czasie, przywracają pamięć, wstrzykują dawkę zakurzonych emocji, otwierają zakamarki umysłu, które wydają się być od dawna zamknięte.
Siedzą mi ostatnio w głowie te zapachy. Krążą i nie dają o sobie zapomnieć. Pisałam Wam o książce Kolekcjonerka perfum Kathleen Tessaro. To jedna z tych pozycji, po których wszystko zaczyna pachnieć bardziej intensywnie, a sięgając po perfumy bardzo usilnie stara się człowiek odkryć ukryte w nich aromaty. Coś jak Pachnidło. Kiedy to zapach wychodzi z papieru, krąży w głowie. Wyobraźnia próbuje nadążyć za opisem. A kiedy nie może, dopada żądza wąchania i po prostu trzeba się przejść do perfumerii.
Zanim przejdę to tematu ze zdjęć, mam dla Was pewien pomysł. Pomysł, który sama sprawdziłam, o którym już nawet kiedyś wspominałam. Pomysł na te nasze szarobure listopady i stycznie. Pomysł na zaklinanie wspomnień. Pomysł na chwilę uśmiechu w momencie zwątpienia i na gorące promienie słońca w najzimniejszą, najciemniejszą noc.
Pomysł I Zaklinanie lata
Sprawdzony w 100%!