Posts Tagged‘warsztaty kosmetyczne’

Warsztaty walentynkowe Magia Miłosna / Kraków

Oj, będzie się działo!

Będziemy czarować! Będzie pachniało!

Będzie kreatywnie, wesoło i przytulnie!

Zapraszam na walentynkowe warsztaty do Krakowa!


Magia miłosna

Kosmetyki pełne afrodyzjaków

KRAKÓW, Absurdalia Cafe

16.02.2019


PROGRAM

Część pierwsza – 10:30- 13:00

Zrobimy:

  • Delikatny owsiano-lniany krem oczyszczający
  • Różowy tonik kwaśno-kwiatowy
  • Bąbelkowy miętowo-miodowy płyn do kąpieli
  • Czekoladową maseczkę odżywcza

30 minut przerwy (polecamy lekki lunch – w Absurdaliach zjecie pyszne panini, tosty i sałatki oraz najpyszniejsze ciasta – także wegańskie)


Część druga – 13:30 – 16:00

Zrobimy:

  • Suchy eliksir nabłyszczający
  • Balsam całuśny do ust
  • Afrodyzującą świecę do masażu
  • Serniczki kąpielowe z tajemnym przesłaniem-niespodzianką


KOSZTY

Koszt warsztatów – 250 zł / os.

W cenie:

  • porządna dawka wiedzy, dobrej energii i inspiracji
  • Gorący napój – herbata, kawa lub kakao
  • Wszystkie powyższe kosmetyki, które zrobicie sami, zabierzecie do domu
  • Pisemne materiały z przepisami na warsztatowe kosmetyki

MIEJSCE

Absurdalia Cafe, ul. Brodzińskiego 6, Kraków / koło kładki. Polecamy Absurdalia na Facebooku.


Zgłoszenia przyjmujemy do 7 lutego 2019 drogą mailową, na adres lilinatura@lilinatura.pl. Warunkiem zapisu jest wpłacenie całości kwoty za warsztaty w ciągu 3 dni od zgłoszenia, na przesłane mailowo konto.

Ilość miejsc ograniczona, mocno.

Zastrzegam sobie możliwość odwołania warsztatów, w przypadku nie zebrania grupy.

W przypadku odwołania uczestnictwa:

  • do 7.02.2019 – zwracamy całość kwoty
  • po 7.02.2019 – zwracamy 50% kwoty, chyba, że znajdziemy zastępstwo na wolne miejsce, wtedy zwracamy całość.

Zapraszamy cieplutko!

Warmińskie migawki

Jedną z największych zalet mojej pracy są warmińsko-mazurskie wyjazdy na warsztaty kosmetyki naturalnej. Może i nie trafiają się często, ale chyba właśnie dlatego tak je lubię. Bo choć na chwilę można przenieść się w te malownicze, sielskie krajobrazy i zapomnieć o codzienności. W zeszłym roku, podczas jednego z takich wyjazdów, zrobiliśmy sobie z mężem jeden dodatkowy, wolny, idealny dzień, o którym pisałam Wam TUTAJ. Jeden dzień, a będę go wspominać już zawsze.

Tym razem, o czym już wspominałam Wam na Facebooku i Instagramie, trafiłyśmy do Olsztyna. I o ile Mazury zdążyłam w życiu już nieco poznać, o tyle Warmii nie znałam w ogóle, a od dawna mi się marzyła. Oto i natrafiła się więc okazja! (choć zdradzę Wam też, że jeżeli wszystko się uda to na Warmię właśnie pojedziemy na wakacje!)

Bardzo lubię wchodzić w ten tryb warsztatowo-wyjazdowy. Wszystko wtedy zmienia się całkowicie. Mam masę przygotowań i obmyślań. Jeszcze większą masę zakupów i pakowania. Cały dom wydaje się zastawiony pudłami, które jakimś cudem muszą się zmieścić w samochodzie. A potem ruszamy w trasę. I choć jest to dla mnie dosyć stresujące, ta wielogodzinna jazda samochodem, to trzeba przyznać, że ma swój urok.

Zawsze też powtarzam, że każdy taki wyjazd to nowa przygoda. Zawsze bowiem odkrywamy coś nowego, poznajemy nowych ludzi i miejsca. Zawsze dzieje się coś ciekawego. Staram się też, na ile mogę, maksymalnie wykorzystywać ten wyjazdowy czas i planować choć trochę wolnych chwil na zwiedzanie czy, jak to w przypadku jezior bywa – kontemplowanie otaczającego nas piękna. A w tym, wierzcie mi, jestem dobra!

No i było cudnie. A jakże! Specjalnie zarezerwowałam noclegi w pensjonacie tuż nad jeziorem (Pensjonat u Jacka), z widokiem na nie właśnie. Aby cieszyć się wodą od rana! Otwierałam oczy i od razu się uśmiechałam. Dzień warsztatowy spędziłyśmy w pięknym hotelu Przystań w Olsztynie, co dodatkowo miło wpłynęło na nasz nastrój (mój i mojej asystentki-siostry). Warsztaty udały się wspaniale, wszyscy byli zachwyceni. Wieczorem pozwiedzałyśmy Olsztyn, zjadłyśmy coś dobrego, posłuchały koncertu na rynku. Nazajutrz nie mogłam się oprzeć i wskoczyłam do jeziora! W ubraniu! Bo choć miałam w walizce kostium, bałam się, że ta chwila, chwila nagłej chęci i odwagi, przeminie w trakcie przebierania. I pływałam, pływałam i pływałam… Pojechałyśmy jeszcze do uroczej wsi Pluski, pooglądać warmińskie domki i posiedzieć nad jeziorem. Tam znowuż miałyśmy małą przygodę z nachalnym łabędziem, który przez pół godziny nie pozwalał dostać się do jeziora. Aż w końcu przyszła pora odwrotu do Krakowa.

Sami widzicie – wyjazd doprawdy ekspresowy, ale jak cudownie potrafi wkraść się w codzienność i całkowicie ją odmienić. Ile energii dodaje, ile radości!

I już nie mogę się doczekać, aż na tę piękną Warmię powrócę!

A powrócę na pewno! Niedługo!

Przepis na bombonierę kuleczek-pralinek kąpielowych

Któż z nas nie lubi otwierać pudełeczka z czekoladkami? Hmm? Ja uwielbiam (niestety…)!

Znacie moją szaloną miłość do słodyczy kosmetycznych. Takich bombonier wypełnionych wszelakimi kąpielowymi „słodyczami” zrobiłam już masę! Zamarzyła mi się jednak teraz nieco inna. Prostsza w formie, ale równie kusząca. Uwodząca pięknym zapachem i pastelowymi kolorami bombonierka pełna musujących kuleczek. Elegancka, ale i uroczo słodka.

I tak ją zrobiłam!

Ach, muszę się Wam jeszcze do czegoś przyznać. Bo o ile od dawna wszelkie babeczko-pralinki musujące robię i robić uwielbiam, o tyle od tradycyjnych form kul trzymałam się z daleka. Jejuniu, jak ja ich nie znosiłam! Toż wzbijałam się na wyżyny cierpliwości, żeby skleić te dwie połówki, żeby się trzymało. Ile ja przy tym nerwów zjadłam…

Aż tu przypadkiem całkiem niedawno odkryłam na nie sposób! Tak prosty, że aż genialny. Od teraz mogę lepić kuleczki niemal maszynowo!

Jaki to sposób? Otóż jak już połączycie dwie połówki foremki wypełnionej Waszym „ciastem” troszkę na wyrost, oczyścicie brzegi i mocno ściśniecie przez chwilę, zaczynacie opukiwanie… Czyli kilka razy, z każdej strony kulki, uderzacie nią o blat. Tak jakby delikatnie wymykała Wam się z rąk. Puk, puk, puk tu, i kolejne puki z drugiej strony. Potem ściąganie foremki, nadal delikatne, ale jednak sprawne, idzie już bez problemów! Kulkę odkładacie do wyschnięcia i zabieracie się za kolejną. I kolejną! Takie to proste!

 

Kolorowe kuleczki-pralinki kąpielowe

Składniki / na 15 szt.:

  • 300 g sody oczyszczonej
  • 150 g kwasku cytrynowego
  • 40 g skrobi ziemniaczanej
  • 40 g soli morskiej drobnoziarnistej
  • 100 ml oleju z pestek winogron
  • woda w spryskiwaczu
  • 5 ml olejku zapachowego lub eterycznego (dodałam olejek „lody kokosowe”)
  • mała foremka na kule kąpielowe
  • 2/3 tabliczki białej czekolady
  • kolorowe cukry do dekoracji ciast

 

W misce mieszamy suche składniki. Dolewamy olej i olejek, kilka razy spryskujemy całość delikatnie wodą i wyrabiamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Lepimy kule według sposobu, który opisałam powyżej. Każdą gotową odkładamy w spokojne miejsce na tackę i zabieramy się za kolejną. Kule odkładamy na noc do stwardnienia.

Nazajutrz przygotowujemy kolorowe cukry – przesypujemy je do kilku miseczek. Roztapiamy czekoladę w kąpieli wodnej. Każdą kulkę zanurzamy do maksymalnie połowy w czekoladzie, a następnie w kolorowym cukrze. Odkładamy do zastygnięcia – najlepiej każdą do osobnej papilotki papierowej lub silikonowej, żeby spokojnie stała pionowo. Po około 2 godzinach przekładamy do wspólnego pudełeczka.

Jedną – dwie kule wrzucamy do kąpieli – będą musować, uwalniać zapach i przyjemnie pielęgnować skórę.

  

 

Cudowne olejki IOSSI

Poznacie dzisiaj genialne olejki! A może je już znacie? Bo o IOSSI słyszeliście już, prawda? Sama pisałam Wam jakiś czas temu o ten małej manufakturze z Krakowa, przy okazji naprawdę fajnego kremu Naffi. Mam nadzieję, że pamiętacie, bo i warto o niej pamiętać. Mam też nadzieję, że udało Wam się od tamtego czasu wypróbować któreś z dzieł pani Joanny. Jeśli nie, dzisiaj będę Was do tego namawiać.

To takie olejki dopieszczone. W każdym calu przemyślane i z pewnością bardzo dobrze sprawdzone. Chociaż sama często coś mieszam, biorąc do ręki jeden z olejków IOSSI mam wrażenie, jakbym brała coś drogocennego, pełnego tajemnej, wciąż będącej poza moim zasięgiem wiedzy. Bo tak naprawdę to nie są zwykłe olejki. To są cudowne eliksiry, które pokocha Wasza skóra.

Sięgamy więc po Rozświetlające serum z dziką różą i witaminą C oraz Intensywną nocną regenerację serum do twarzy z olejem wiesiołkowym IOSSI. Który lepszy? Nie umiem zdecydować…

SONY DSC

SONY DSC

Oba są oczywiście całkowicie naturalne. Stanowią skomplikowaną mieszaninę wielu olejów roślinnych z równie wieloma olejkami eterycznymi. Oba są żółciutkie. Oba szybko się wchłaniają i nie pozostawiają uczucia tłustości. No, może serum rozświetlające szybciej. Jest lżejsze. Logiczne jest jednak, że olejek regeneracyjny musi nieść ze sobą sporą dawkę odżywczego natłuszczenia.

Ma jednak jedną, dla mnie sporą wadę – zapach. O ile olejek z dziką różą ma słodki, całkiem przyjemny aromat, o tyle ten drugi… no… nie dla mnie. Jest to intensywne połączenie paczuli, mirry, cedru, kadzidła, liści cynamonu, lawendy i rumianku, bardziej męskie, ciężkie. Cóż, może Was uwiedzie? Kto wie! Nie jest to jednak w gruncie rzeczy takie ważne. Olejki eteryczne bowiem nie tylko pachną, o czym z pewnością doskonale wiecie. One w naturalny sposób oddziałują na skórę, ewidentnie więc taka mieszanka jest dobrze skomponowana.

Jakie serum wybrać? Po olejek rozjaśniający sięgnijcie, jeśli Wasza cera jest poszarzała, zmęczona, jeśli pojawiły się na niej przebarwienia, jeśli potrzebuje energii i blasku. Intensywna nocna regeneracja jest natomiast… intensywną nocną regeneracją. Nic dodać nic ująć. Doskonale się sprawdzi w przypadku suchy podrażnionej, przesuszonej, problematycznej, wystawianej na częste zmiany temperatur i szkodliwe czynniki zewnętrzne.

Jak je stosować? Mamy różne możliwości. Używam olejków naprzemiennie, najbardziej lubię łączyć na dłoni kilka ich kropli z odrobiną kwasu hialuronowego i takie cudo wmasować w twarz. Polecam też oczywiście standardowe stosowanie serum – na oczyszczoną, stonizowaną skórę nakładamy kilka kropli, pod krem. Możecie też zastępować nimi krem, wystarczy wklepać nieco więcej olejku w skórę.

Sami zdecydujcie. Ważne, aby używać ich regularnie i konsekwentnie. A nad ranem budzić się z miękką buzią!

Olejki znajdziecie na stronie IOSSI.

(nie mogłam się oprzeć i dodałam poniżej kilka zdjęć zrobionych przy okazji IOSSI :D)

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Facebook