Posts Tagged‘Lili in the Garden’

Nowości Lili in the Garden

Drodzy moi, w Lili in the Garden mamy ostatnio sporo nowości! Spieszę więc i Wam je pokazać. Muszę też dodać, że sama zachwycona jestem wszystkimi!

Jeśli mielibyście ochotą sprawić przyjemność sobie lub bliskiej osobie zapraszam na zakupy z 10% rabatem ważnym do końca kwietnia. Podczas zamówienia wpiszcie kod rabatowy „wiosna”!

I jeszcze jedna ważna rzecz! Wyjeżdżamy w końcu na krótkie wakacje, jak to w kwietniu często bywa – do Hiszpanii. Nie mogę się doczekać! Ale też, w związku z wyjazdem, musimy ogłosić przerwę urlopową w dniach 21-28 kwietnia.

Wszystkie zamówienia opłacone do 20 kwietnia zostaną wysłane w normalnym trybie. Zamówienia opłacone pomiędzy 21 a 28 kwietnia, będą wysyłane od środy 29.04. Przepraszam za niedogodności… ale sami rozumiecie. Trzeba się wyrwać od codzienności! Do słońca!

Zapraszam do sklepu – TUTAJ!

 

 

 

 

 

O przekleństwie potrzeby robienia czegoś fajnego i prezentacja Lili

Dosyć często dopada mnie myśl, że to rodzaj przekleństwa. Jestem pewna, ze wiele z Was wie o co mi chodzi – o ogromną potrzebę robienia w życiu czegoś fajnego. Macie tak? Na pewno mają tak wszystkie z Was, która prowadzą swoje firmy, młode mamy, które rozpoczęły działalność, blogerki, dziewczyny, które łączą pasję z pracą zawodową. Wierzę też, że istnieje bardzo liczna grupa, która taka potrzebę ma, ale gdzieś tam ją w sobie tłumi i racjonalniej podchodzi do codzienności. Bo chyba każdy, choć trochę, chciałby coś ciekawego w życiu robić. Nie każdy jednak tak całkowicie nie nadaje się do normalnej pracy jak ja.

Sama tego do końca nie rozumiem. Zupełnie nie są w stanie zrozumieć tego moi rodzice. Mąż na szczęście w pewnym stopniu (choć też nie do końca) zaakceptował. Przez długi czas myślałam, że coś jednak nie jest ze mną w porządku, dopóki kiedyś, na jednym ze szkoleń, w którym uczestniczyły dziewczyny prowadzące własne biznesy, usłyszałam od trenerki, że… no… niektórzy po prostu do zwyczajnej pracy się nie nadają.

A żeby nie było – zwyczajne prace miałam, mają je moi przyjaciele i znajomi, ma je moja rodzina. Pracują od godziny, do godziny, mają swój zakres obowiązków i doskonale się w tym znajdują. I chwała im za to. I zazdroszczę im nieraz tego. Ja w swym życiu zawodowym natomiast miotam się od początku, poszukując czegoś w czym poczuję się dobrze. Pracowałam w administracji w korporacji – nie wytrzymałam długo… po pół roku odeszłam… Potem w małej kreatywnej firmie, która i owszem, bardzo dużo mi dała, ogromnie dużo się nauczyłam, ale po roku uciekałam gdzie pieprz rośnie przed szefostwem… Następnie w dużym hotelu z warszawskimi właścicielami, którzy wywierali ogromną presję i do którego jadąc – płakałam. Dosłownie… Miałam też prace studenckie, wakacyjne i dorywcze. To akurat było fajne, bo krótko i na luzie. Ale to już zupełnie inna historia…

Najpiękniejsze momenty w prowadzeniu sklepu z biżuterią i nowości w Lili

Nie od razu wiedziałam, jak szczególny pomysł na biznes sobie wybraliśmy. Uświadomiłam to sobie dopiero po pewnym czasie, kiedy zaczęły do mnie docierać sygnały zwrotne. Okazało się, że prowadzenie sklepu z biżuterią to praca polegająca na sprawianiu radości!

Kiedyś, dawno temu, pomagałam dostarczać zamówione kwiaty z kwiaciarni. Wiecie, takie z serduszkami, na specjalne okazje lub po prostu – z miłości. Za każdym razem w oczach obdarowywanej dziewczyny widziałam tą radość. I choć teraz nie widzę błysku w oczach przy otwieraniu paczuszki z Lili in the Garden, to mam maile, mam zdjęcia, mam wpisy na blogach i FB, mam telefony od dziewczyn, które w pewien, choć malutki sposób, pomogliśmy uszczęśliwić!

Za najpiękniejsze w prowadzeniu sklepu z biżuterią uważam trzy momenty!

Po pierwsze – dostawa! Te nasze dostawy są zawsze długo wyczekiwane. Najpierw skrupulatnie wybieram biżuterię. W zależności od manufaktury, mogę dobierać kamienie lub ich oprawę, wzory, modele, ułożenie… Potem trwa etap produkcji. Zawsze za długi. Zanim paczka do nas dojdzie z drugiego końca świata, przechodzi jeszcze odprawę celną, do której trzeba przygotować masę dokumentów. I nadchodzi ten moment. Znacie to, prawda? Tę chwilę, kiedy siedzicie z nożyczkami na podłodze i tniecie kolejną warstwę folii ochronnej i karton pudła. Potem rozkładam całość na stolikach i cieszę się, że to takie piękne!

W końcu te moje wszystkie cuda wędrują do nowych domów. I to jest kolejny piękny moment. Przesyłki robię wieczorami, aby rano znalazły się na poczcie lub mógł je odebrać kurier. Tnę kartoniki, przyklejam naklejki, pakuję w celofan, zawijam w bibułkę. Czasem, kiedy na przykład wysyłam ostatnią rzecz z serii, to aż mi przykro. Jakbym żegnała się z czymś, co bardzo polubiłam. Ale szybko mi ta żałość przechodzi – zastępuje ją uśmiech. To tak, jakby pakowało się prezenty pod choinkę.

A potem, nie zawsze, czasami, są maile, komentarze lub telefony. Czasem krótkie, w stylu „dziękuję za piękny naszyjnik”. Czasami są to długie historie. Takie, po których serce rośnie. Jedną Wam dzisiaj zacytuję – dziękuję Asiu!

„Droga Pani Adriano!

Śledzę Pani bloga odkąd mama opowiadając mi
namiętnie o jakimś kosmetyku wyczytała z mojej twarzy, że zupełnie nie
wiem o co jej chodzi.

„Nie czytałaś Lili?!” – zapytała zdziwiona. Nie miałam innego wyjścia, zaczęłam czytać i czytam nadal. 

Gdy
spędzałam weekend u mamy i biegałam wśród garnków w kuchni z pokoju
dobiegł okrzyk zachwytu. „Chodź tu! Zobacz! Lili robi biżuterię! Jakie
cuda!” Obie przepadłyśmy. Uwielbiamy kamienie naturalne, a te surowe
osobiście uwielbiam szczególnie. Chyba muszę kupić mamie kolczyki z
chalcedonami…

Minęło trochę czasu. Dzień przed moimi
urodzinami przeglądałam wymarzoną biżuterię na Pintereście. Postanowiłam
kupić sobie prezent, a co! Gdy zobaczyłam naszyjnik z fluorytem na FB
zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Niestety te cudo było już
wykupione. Myślałam o lapis lazuli, ta tajemnicza nazwa, kolor
przepiękny… Postanowione, po wypłacie kupuję sobie w prezencie
naszyjnik!

Nie zdążyłam doczekać wypłaty kiedy w dniu urodzin
odwiedziła mnie przyjaciółka. Z pączkiem a’la tort (obowiązkowo w Tłusty
Czwartek) uśmiechem na ustach i pudełeczkiem od Lili in the Garden!

Momentalnie się roześmiałam. Bo co było w tym pudełeczku? Oczywiście naszyjnik z lapis lazuli!

Przyjaciółka
także kupiła sobie naszyjnik, dla odmiany z kwarcem. Naszyjnik zostanie
moim amuletem przyjaźni, ale także mam nadzieję wniesie trochę dobrej
energii i zadba o tarczycę.

 

Dziękuję Pani bardzo za cudny naszyjnik.”

 

Chyba już rozumiecie, o co mi chodzi!

(ach, tak w ogóle to Ada jestem, a nie „pani” 🙂

Na koniec spieszę donieść, że w Lili sporo nowości! Załączam trochę zdjęć głównie z kolekcji Dream – z kamieniami w srebrze i srebrze pozłacanym!

I zapraszam do Lili in the Garden!

Przybywajcie: Targi Arena Stylu 22.11, Kraków Arena

Przybywajcie, kochani! Przybywajcie w sobotę do Krakowa na Arenę (byliście już? warto zobaczyć!) na pierwsze świąteczne zakupy! Odbędą się tam bowiem targi Arena Stylu! Z naszym oczywiście udziałem!

Organizator zapewnia, że Arena Stylu to miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie!

Zastanawiasz się jaki prezent wybrać dla najbliższych?
Lubisz odzież, rzeczy wyjątkowe i unikatowe?
Poszukujesz ciekawych zabawek dla swoich Pociech?
Znajdziesz je w jednym miejscu 🙂

Arena Fashion – niszowe marki, polscy projektanci odzieży i biżuterii, indywidualizm i styl dla poszukujących modowych wrażeń

Arena Kids – wyjątkowe dekoracje, ubrania, zabawki, hand made dla wszystkich Milusińskich

Arena Beauty & Relax – naturalne kosmetyki, makijażyści, styliści, dla zabieganych i chcących usług na najwyższym poziomie

Arena Design – dekoracje i dodatki do mieszkań i domów dla miłośników stylu i nowoczesności

Wpadajcie na stronę wydarzenia – TUTAJ!
To jak – będziecie? Z Lili in the Garden będę tam na Was czekała! Zapraszam także do rezerwacji biżuterii i odbioru osobistego. Będzie też sporo nowości, których w sklepie – TUTAJ – jeszcze nie ma! Bądźcie koniecznie!

Po-Weekendowe Cuda no93 / edycja BABIE LATO

Dzisiaj nieco inaczej! Bo nie widziałam większego cudu w ten weekend niż… babie lato! Wrzesień stanowczo jest najpiękniejszy, ma najcudniejsze kolory i najcieplejsze światło.

Zacznę jednak od dwóch ważnych spraw!

Rok temu w październiku odwiedziliśmy Strumyki podczas winobrania! Ponownie zbliża się ten magiczny czas pełen dojrzałych winogron! Sami niestety nie wyrwiemy się tym razem pod Poznań, ale Wam bardzo polecam! Zajrzyjcie do naszej relacji TUTAJ i na stronę Strumyków!

Po drugie – mam dobrą wiadomość dla mieszkańców Częstochowy! Biżuterię Lili in the Garden możecie tam znaleźć w Atelier Mody Polskiej na ul. Waszyngtona 18! Zapraszam!
Zapraszam też do śledzenia nowości w sklepie internetowym Lili in the Garden! Cudowne ostatnio dotarły!

A teraz babie lato! I baby trzy! Trzy wariatki! (i dwie krowy jeszcze)

Facebook