Posts Tagged‘kosmetyki mineralne’

Kosmetyki mineralne Earthnicity Minerals

Oto i polubiłam się z nowymi minerałkami.

Oj, doprawdy polubiłam się bardzo!

Ale od początku!

O marce Earthnicuty Minerals słyszałam od dawna, śledziłam jej postępy i po cichu obserwowałam. Nadeszła więc najwyższa pora na jej wypróbowanie. Czemu?

Bo ja, moi drodzy, mineralne kosmetyki do makijażu bardzo lubię. A tym bardziej te tak dobrze współgrające z moją skórą!



Używacie kosmetyków mineralnych? Pewnie sporo z Was stosuje je na co dzień, ale zapewne równie sporo jeszcze nie rozpoczęło swojej z nimi przygody. Przypomnę więc może na początek, dlaczego sięgamy po makijaż mineralny.

Kosmetyki mineralne, w tym oczywiście nasza dzisiejsza gwiazda – Earthnicity Minerals, są bardzo łagodne dla skóry! Nie podrażniają jej, nie powodują alergii, nie zapychają, nie doprowadzają jej stanu do pogorszenia, a wręcz przeciwnie – pozwalają zniwelować stany zapalne, matują, pochłaniają nadmiar sebum. Są leciutkie, naturalne i chronią skórę przed słońcem. Są więc bardzo dobrym rozwiązaniem dla wszelkich skór problematycznych i wrażliwych. I dlatego, przyznaję, sama lubię po nie sięgać.

A także dlatego, że skóra staje się dzięki nim taka jakby… aksamitna. Jakby wygładzona, miękka w dotyku. Co równie ważne, makijaż mineralny wygląda bardzo naturalnie. Każdy z kosmetyków po chwili jakby stapiał się ze skórą. Ot, znikał po prostu! Ale pozostawiając przy tym to, na czym na nam zależy – czy to wygładzenie i ujednolicenie po pokładzie i pudrze, czy – lekkie muśnięcie koloru. Nie ma tego, tak zwanego, efektu maski, jest za to lekki, naturalny makijaż, który osobiście bardzo lubię i noszę na co dzień.

Wracając do samej marki Earthnicity Minerals, bardzo spokojnie, ale konsekwentnie zdobywa ona nasz rynek. I dobrze, cieszę się bardzo. Są to bowiem kosmetyki, które z pewnością warto poznać. Na początek jednak muszę pochwalić markę za coś niezwykle istotnego w przypadku zakupów online kosmetyków kolorowych. Wybierałam bowiem sama produkty Earthnicity pierwszy raz, kierując się jedynie zdjęciami na stronie. Wiecie zapewne dobrze, że jest to wyzwanie spore i łatwo tutaj o błędnie dobrane kolory. Na szczęście wszystkie kosmetyki idealnie wpasowały się w moją cerę! Jedynie jeden cień do powiek, zdaje mi się, że nieco bardziej wpada w czerwone barwy niż wyglądało to na zdjęciu, ale i tak pięknie się prezentuje. Duży plus zatem za dobre zdjęcia!


Mam też już swoich największych ulubieńców!

W czołówce z pewnością umieszczam Bronzer mineralny Sunkissed Shimmer! Ktoś, kto wymyślał tę nazwę, w pełni oddał efekt kosmetyku na skórze. Wygląda dosłownie jakby muśnięta słońcem! Takim ciepłym, późno-letnim, wieczornym. Z lekkimi błyszczącymi elementami. Puder rozświetla więc i podkreśla kości policzkowe. I wciąż wygląda bardzo naturalnie! No, cudo!


Bronzer i róż Earthnicity

Równie mocno zaprzyjaźniłam się z podstawowym kosmetykiem w makijażu mineralnym – z podkładem. Wybrałam, jak to już Wam pisałam – „na oko” odcień Moonlight (swoją drogą, znowu piękna nazwa) i był to wybór trafiony w punkt. Podkład, jak i pozostałe kosmetyki marki, jest sypki, umieszczony w typowym, a bardzo praktycznym pojemniczku z małymi dziurkami. Aby go nałożyć, należy przesypać nieco podkładu na dno pokrywki, a następnie pędzlem, okrężnymi ruchami zebrać ten pył, strzepnąć nadmiar i pewną ręką, znowuż okrężnymi ruchami lub stemplując skórę, nakładać go na buzię. Nakładam jedną lub dwie warstwy,

Doprawdy nic skomplikowanego, jeśli tylko nakładamy go specjalnym, miękkim, gęstym pędzlem kabuki. I tutaj też ukłon w stronę marki – pędzel Eartnicity nie tylko elegancko się prezentuje, ale idealnie spełnia swoją funkcję! I wiecie co? Otrzymujemy go w specjalnym woreczku, co znacznie ułatwia podróżowanie z kosmetykami mineralnymi! Brawo! Dodam tu jeszcze, że do podkładu dołączona jest welurowa poduszeczka do nakładania, co też może przydać się np. w pracy czy w podróży.



W każdym razie – nałożony podkład po chwili wtapia się w skórę. Wygląda zupełnie jak ona, ale… cóż no… no lepiej. Mamy delikatne krycie i wyrównanie koloru. Mamy wygładzenie. Podkład trzyma się długo i nie bryluje. Muszę tu wspomnieć, że niezwykle istotne jest tu przygotowanie skóry przed nałożeniem podkłądu. Musi ona być nie tylko dobrze oczyszczona, ale przede wszystkim, odpowiednio nawilżona. Ale o tym jeszcze za chwilę…

Bo w mojej czołówce uplasował się także Rozświetlający puder mineralny Silk Glow Light! Ponownie – no cudo! I ponownie – nazwa w pełni adekwatna, bo to, co rzuca się pierwsze w oczy to to wrażenie jedwabistego rozświetlenia. Jakby skórę otuliła leciuteńka jedwabna warstwa, jakby cała się nagle rozpromieniała! Jest to puder wykończeniowy, czyli stosujemy go na podkład, ale producent poleca także bezpośrednio na skórę. Jeśli poszukujecie kosmetyku, który daje efekt „wow” to będzie to właśnie ten!


Od lewej – Puder Velvet HD, Puder Rozświetlający Silk Glow Light i Podkład mineralny Moonlight

Podium zapełnione, ale muszę docenić także Puder utrwalająco-matujący Velvet HD. To ten cały biały, transparentny, leciuteńki pyłek. Ale nic się nie bójcie, on także na twarzy jakby znikał! Świetnie utrwala makijaż i matuje skórę, wzmaga wrażenie wygładzenia i zmniejsza widoczność porów i niedoskonałości. Zacny to puder, praktyczny i skuteczny.

Nie mogłabym nie pochwalić także różu! Wybrałam odcień Flamingo i znowuż – trafiłam idealnie. Moja skóra lubi się z tym odcieniem, a i na powiekach całkiem dobrze wygląda. Jest to róż naprawdę delikatny i bardzo naturalny, ale z wyróżniającymi się rozświetlającymi drobinkami. I na co dzień i na większe okazje.


Bronzer i róż Earthnicity

Na zdjęciu poniżej nałożyłam koło siebie specjalnie dosyć widoczne warstwy – od góry – bronzera, różu, a na dole – cienia do powiek Champagne, który spokojnie może służyć za jaśniejszy rozświetlacz. Co ważne, każdy z tych produktów bardzo łatwo się rozsmarowuje, dla uzyskania lżejszego i wyglądającego naturalnie efektu.



Te trzy słodkie, małe słoiczki to cienie do powiek.

Ten szary najciemniejszy odcień – Slate świetnie nadaje się do podkreślenia linii oka zamiast kredki, a także tworzy bardzo przyjemny wizualnie efekt smoky. Dobrze zgrywa się z cieniem Iced Coffee, który nieco wpada mi w barwę cegły, podkreśloną świetlistymi drobinkami. Ostatni, wspomniany już Champagne, to ciepłe złoto, odcień wręcz szampański, satynowy, który może rozświetlić kącik oczu i łuk brwiowy. Wszystkie razem naprawdę ładnie wyglądają (na moich zdjęciach to właśnie one).



Te urocze pojemniczki, wbrew pozorom, także są całkiem praktyczne. Wysypujemy na pokrywkę doprawdy niewielką ilość cienia, którą nakładamy na oko. Nic się nie rozsypuje, nic nie marnujemy, nie brudzimy się, tylko spokojnie pędzelkiem zbieramy kolorowy pyłek.



Pozostał nam jeszcze jeden produkt – Nawilżająca Baza pod makijaż – Wielozadaniowy krem przeciwzmarszczkowy z filtrem SPF 20. Z góry zaznaczam, że nie jest to krem w pełni naturalny. Ma sporo świetnych składników, ale i takie, których kosmetyka naturalna nie lubi. W użyciu jednak spełnia w pełni swoje zadanie.

Jego konsystencja przypomina mi raczej odżywkę do włosów. Jest leciutki, bezzapachowy, dobrze się rozprowadza. Pozostawia skórę widocznie nawilżoną, jakby tylko czekającą na podkład mineralny. Mam wrażenie, że służy on za swoiste lepiszcze, które związuje nam sypkie pudry ze skórą. Ewidentnie stworzył go ktoś, kto dobrze wie, czego potrzebuje makijaż mineralny. A przy tym widocznie zmiękcza i nawilża skórę.



Jeśli miałabym się czegoś tu czepiać, to chyba najbardziej braku produktów prasowanych. Wprawdzie w miarę używania człowiek przyzwyczaja się do tych sypkich, osobiście jednak lubię bardzo i te prasowane. Ach, no i krem mógłby mieć naturalniejszy skład.

Same jednak kosmetyki mineralne – super! Polecam bardzo! Są po prostu piękne, wydajne, praktyczne, łagodne i skuteczne. Skóra je lubi, lubi przy nich oddychać, jest promienna i gładsza.


Wszystkie kosmetyki znajdziecie na stronie Earthnicity Minerals!

Z kodem „LILI” otrzymacie 15% zniżki na nieprzecenione produkty!



Wpis powstał w wyniku bardzo miłej współpracy z marką Earthnicity.


Lily Lolo Winter Wonderland czyli makijaż mineralny zimą

Doprawdy mało co jest tak wdzięcznym tematem do sfotografowania jak produkty jednej z najciekawszych marek kosmetyków mineralnych – Lily Lolo! Uwielbiam ich minimalistyczną prostotę i niezwykłą wprost fotogeniczność. Ale nie tylko prezentują się dobrze – lubię je też na sobie! Zaprzyjaźniłam się już z wieloma, ale największymi moimi hitami stały się zestaw do brwi, błyszczyk (cały czas ze mną!), podkład mineralny, krem BB oraz idealny dla mnie – podwójny prasowany róż, który używam także jako rozświetlacz i cień do powiek.

Przy okazji zbliżających się Świąt postanowiłam przenieść Was w taki mały Winter Wonderland! A to za sprawą zestawu prezentowego Lily Lolo, który mnie zainspirował, a który bardzo chciałam Wam pokazać. Trudno bowiem o większy zachwyt, niż ten jaki wywołuje to niewielkie różowe pudełko ze złotym logo i kokardą. Jest wprost idealne do postawienia pod choinką. Jestem pewna, że każdemu sprawi tyle radości, co właśnie mi – już samo otwieranie jest niezwykłym przeżyciem. W moim pudełeczku znajdował się zestaw o kuszącej nazwie Days of Decadence Collection, a w nim paletka Pure Indulgence Eye Palett, szminka Love Affair Lipstick oraz róż Clementine Mineral Blush. Całość w jednolitej tonacji, która sprawdzi się równie dobrze podczas romantycznego wieczoru, ale także na zbliżające się zimowe okazje – na Święta i Sylwestra!

 

Ale wracając do zimy! Chciałabym opowiedzieć Wam trochę o tym, jak stosować makijaż mineralny w tym trudnym czasie w roku, kiedy skóra wymaga wyjątkowej uwagi i dbałości. Być może wiecie, że kosmetyki mineralne są niestety trochę trudniejsze w stosowaniu, trzeba znaleźć sobie na nie sposób, zaprzyjaźnić się z nimi, a co najważniejsze – dopasować je w możliwie najlepszy sposób do potrzeb własnej skóry. Kiedy jednak przebrniemy ten okres, kiedy je sobie oswoimy, kiedy staną się częścią codzienności, odwzajemnią się  i to po stokroć. Skóra Wam podziękuje, będzie promienna i naturalna. I nawet właścicielki cery problematycznej lub przesuszającej będą zadowolone. Zwłaszcza te pierwsze – bo makijaż mineralny jest znacznie zdrowszy, delikatniejszy, nie zatyka porów, a wręcz pomaga łagodzić niedoskonałości. Wierzcie mi – jako osoba o takiej właśnie skórze, wiem co mówię.

 

 

Jak więc przygotować skórę pod makijaż mineralny zimą? Jakie są moje sposoby na to, aby wyglądał on najlepiej?

Oto kilka najważniejszych rzeczy:

  • Odpowiednia pielęgnacja – dotyczy to nas wszystkich, bez względu na rodzaj skóry i jest stanowczą podstawą stosowania wszystkich kosmetyków kolorowych, a już w szczególności makijażu mineralnego. Ten bowiem potrafi niestety wręcz jeszcze bardziej uwidocznić wszelkie możliwe niedoskonałości, suche skórki i podrażnienia (choć i na to mam mały sposób, o którym napiszę na końcu!). Codzienna rutyna jest tu kluczowa! Połączona z cotygodniowymi rytuałami, które mogą stać się miłą chwilą relaksu! Przede wszystkim więc:
    1. Oczyszczamy skórę – codziennie, rano i wieczorem. Usuwamy dokładnie resztki makijażu, zanieczyszczenia, smog, przetłuszczenia i pot. Wszystko to, co zimą pokazuje nam swoje nieładne oblicze. Dobieramy tu najbardziej odpowiedni dla siebie kosmetyk – żel, piankę lub mleczko.
    2. Tonizujemy cerę – nie zapominamy o tym! Przygotowujemy skórę do nałożenia nawilżających, odżywczych składników i przywracamy jej odpowiedni odczyn.
    3. Nawilżamy i odżywiamy – to niezwykle istotne przy makijażu mineralnym. Wygląda on najlepiej na odpowiednio nawilżonej skórze, która jest miękka i elastyczna. Co ważne, o ile na noc nakładamy preparaty nieco tłustsze, bardziej odżywcze, o tyle pod makijaż wybieramy te znacznie lżejsze, ale wypełnione emolientami. Dobry krem nawilżający to najlepsza baza pod kosmetyki mineralne. Muszę przy tej okazji dodać swoje dwa słowa o kremie nawilżającym Lily Lolo, jestem bowiem bardzo mile nim zaskoczona. Jest leciutki, ale bardzo treściwy. Szybko się wchłania, ale pozostawia skórę widocznie chronioną, wygładza ją, zmiękcza i mocno koi. Przygotowano go zapewne z myślą właśnie o nakładaniu zaraz po nim makijażu Lily Lolo, sprawdza się więc tu świetnie. Jest przy tym naturalny i pełen bardzo dobrych olejków i ekstraktów (olej jojoba, arganowy, słonecznikowy, aloes, olejek geranium oraz komórki macierzyste mikołajka nadmorskiego). Polecam!
    4. Jakiś czas temu poznałam i też przyznam, czasami stosuję inny ciekawy sposób na odpowiednie nawilżenie i zabezpieczenie skóry pod makijaż mineralny. Zamiast kremu mieszamy delikatnie na dłoni po kilka kropelek ulubionego oleju (ja najczęściej sięgam po ten z czarnuszki lub jojoba), kwasu hialuronowego i żelu aloesowego, a następnie wklepujemy całość w skórę. Nadmiar mikstury ściągamy przykładając do twarzy ręcznik papierowy.
    5. Pamiętajcie tu także o tym, że zbyt ciężkie kosmetyki pielęgnacyjne lub zbyt gruba ich warstwa spowodują ważenie i zbieranie się podkładu mineralnego. Nie wygląda to dobrze, warto więc zawczasu odpowiednio przygotować skórę. Szczególnie uczulam na to właśnie zimą, kiedy w naturalny sposób sięgamy po większe ilości cięższych i tłustszych kosmetyków.
    6. Jeśli natomiast borykacie się z przetłuszczaniem skóry i rozszerzonymi porami, można rozważyć nawilżający kosmetyk w formie żelu. Warto też po nałożeniu kremu, a przed podkładem mineralnym, zmatowić skórę delikatnym, drobniutkim pudrem. Takim samym pudrem oprószamy skórę także po nałożeniu podkładu. Dzięki temu makijaż będzie znacznie trwalszy, a wrażenie zmatowienia utrzyma się na długo.
    7. Złuszczanie – to, zaraz po nawilżaniu, druga podstawa stosowaniu makijażu mineralnego! Złuszczamy skórę regularnie, np. raz w tygodniu, dzięki czemu pozwalamy jej się regenerować i niwelujemy ryzyko nadmiernej ilości suchych, wystających skórek. Pozwala to też znacznie lepiej przylegać do skóry kosmetykom mineralny. Polecam tutaj peelingi enzymatyczne lub kwasowe, a jeśli nie borykacie się z problemami skórnymi, serwujcie sobie krótkie masaże buzi np. glinką, mączką owsianą lub migdałową.
    8. Dwa razy w tygodniu robimy kosmetyczne rytuały i nakładamy na twarz mocniejsze, bardzo odżywcze i nawilżające maski.

 

 

  • Ochrona przeciwsłoneczna – słońce jest szkodliwe, zawsze i wszędzie. Pamiętamy o tym latem, ale często zapominamy zimą. Oczywiście można pod makijaż nakładać kosmetyki z filtrem przeciwsłonecznym, ale niestety łatwo przesadzić tu z ilością, przez co makijaż stanie się ciężki i mocno nienaturalny. Dobra wiadomość jest taka, że podkłady mineralne Lily Lolo posiadają już filtr – SPF 15, dzięki czemu odpowiednio chronią nam skórę zimą.
  • Nawilżamy skórę od środka – o ile nakładanie kremów nawilżających jest podstawą w przypadku makijażu mineralnego, o tyle równie istotne jest nawilżanie skóry od środka. Zimą także pijemy, moi drodzy, pijemy duuużo wody. Właśnie teraz skóra narażona jest na ciągłe wysuszanie – klimatyzacja, ogrzewanie, zwłaszcza to centralne, w blokach, działa na nią naprawdę źle. Pijmy więc wodę, a do tego jeszcze – nawilżajmy powietrze w domach!
  • Szczególnie chrońmy usta – dobrze wiecie, jak delikatne one są i jak ciężko znoszą mrozy, wiatr i smog. Polecam co jakiś czas wykonywać domowe peelingi choćby samym cukrem, a zwłaszcza masowanie ust odżywczym miodem. Nie mogę tu też nie wspomnieć o błyszczykach Lily Lolo, które poza tym, że słodko pachną i pięknie wyglądają na ustach, to jeszcze dzięki zawartości naturalnych olejów, chronią nam je, odżywiają i pielęgnują. Wiem – używam na co dzień! Równie dobre są szminki Lily Lolo – jako nieliczne nie wysuszają, a wręcz nawilżają usta!
  • Utrwalajmy zimowy makijaż odpowiednią mgiełką utrwalającą, która poza wodą ma w składzie także składniki nawilżające i wiążące makijaż. W przypadku skóry suchej poleca się nawet nakładanie podkładu mineralnego metodą na mokro, przy użyciu nawilżającej mgiełki i gąbeczki. Dzięki temu podkład lepiej się trzyma suchej skóry, lepiej do niej przylega i wygląda naturalniej. Pamiętajmy jednak, aby nie przesadzić z ilością mgiełki, którą spryskujemy gotowy makijaż – zbyt duża jej ilość może spowodować ważenie się podkładu.

 

 

  • Aby tchnąć w zimowy makijaż życie biegniemy przynajmniej 100 m w mrozie, dzięki czemu zyskamy zdrowe rumieńce… lub sięgamy po róż mineralny! Nic tak nie dodaje zimowego blasku jak odrobina dobrze dobranego różu na kościach policzkowych! Do tego szczypta rozświetlacza powyżej i na łuku brwiowym! I jest magia!
  • Na koniec zdradzę Wam jeszcze mój najlepszy sposób na przykrycie wszelkich niedoskonałości i suchych skórek tak, aby zimowy makijaż ich jeszcze nie uwydatnił. Jest to… krem BB! Formuła łącząca w sobie nawilżanie, ochronę i kolorowy pigment sprawdza się tu idealnie. Nakładam odrobinę kremu BB (Ten z Lily Lolo świetnie się tu sprawdza) opuszkiem palca na niedoskonałość i delikatnie wklepuję. Dzięki zawartości emolientów, skóra nam się tu dodatkowo nie wysuszy. Dopiero na tak przygotowaną skórę nakładamy podkład mineralny, a potem puder wykańczający (tu polecam bardzo puder Flawless Silk – cudowny, a do tego dodatkowo ochrania skórę przed czynnikami zewnętrznymi).
  • A jeśli już wiemy, jak odpowiednio nakładać makijaż mineralny zimą, można poszaleć! Zwłaszcza w Święta i w karnawał! Bo kosmetyki mineralne to nie tylko zdrowa alternatywa tych drogeryjnych. To także ogromna gama kolorystyczna i możliwości dopasowania do wszystkich możliwych okazji. Ja mój zestaw z różowego pudełeczka – Days of Decadence zamierzam nałożyć na naszą coroczną wigilię z przyjaciółmi i na sylwestrową noc! Będzie się działo!

 

Kosmetyki wykorzystane do makijażu ze zdjęć: Zestaw Days of Decadence Collection: paletka Pure Indulgence Eye Palett, szminka Love Affair Lipstick oraz róż Clementine Mineral Blush, podkład mineralny – Warm Peach, naturalna maskara – czarna, naturalny krem na dzień – Hydrate Day Cream, naturalny zestaw do brwi – Eyebrow Duo Dark, Puder wykańczający Flawless Silk, Zestaw do modelowania twarzy (rozświetlacz) Sculpt & Glow Contour Duo, pędzel Super Kabuki, pędzel do różu – Blush Brush, pędzel do brwi – Angled Brow – Spoolie Brush.

Wszystkie kosmetyki Lily Lolo dostępne są w sklepie Costasy.

 

 

 Materiał powstał w wyniku miłej współpracy z Costasy.

Nowości i ciekawostki ze świata kosmetyki naturalnej

Dzieje się. Oj, dzieje się sporo. Co rusz odkrywam kolejne marki, serie i pomysły ze świata kosmetyki naturalnej. Podglądam, czasem próbuję, często podziwiam. A że dzieje się coraz więcej, postanowiłam i z Wami podzielić się czasem najnowszymi odkryciami.

Być może część z nich to nowości tylko dla mnie, może o tych produktach słyszeliście już dawno. Tym lepiej! Chętnie poczytam Wasze opinie i uwagi. A może sami znacie jakieś ciekawe, gorące nowości, którymi warto się podzielić? Czekam na Wasze komentarze!

1. H&M Conscious Beauty Collection

Największa nowość i niespodzianka – H&M wypuszcza całą linię kosmetyków organicznych! Seria H&M Conscious Beauty Collection wyprodukowana jest zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, jest także opatrzona certyfikatem Ecocert. W ofercie znajdzie się 30 produktów, wśród nich balsamy do ust, żele pod prysznic, maseczki do twarzy, szampony do włosów, kremy do rąk, suche szampony, dezodoranty roll-on bez dodatku aluminium i olejki do włosów.  Opakowania wszystkich produktów wykonano z materiałów pochodzących z odzysku, nadają się też do recyklingu. Przedział cenowy kosmetyków będzie się plasował pomiędzy 22,90 zł a 39,90 zł.

No, ciekawa jestem bardzo! Kosmetyki mają się pojawić w sklepach sieci już w lutym. Wypróbujecie?

Info i zdjęcia: Elle.pl /  serwis prasowy H&M

 

601 601 1

2.Natura Siberica Make Up

Kolejna nowość to seria do makijażu popularnej, rosyjskiej marki Natura Siberica. To chyba jedna z najprężniej rozwijających się marek. Jej nowości pojawiają się naprawdę co chwilę, nie wszystkie są sobie równe, także jakościowo, ale trzeba przyznać, że producent umie zadbać o oprawę kosmetyków i wzbudzać zainteresowanie nimi. Tym razem Natura Siberica, razem z laboratorium naturalnej kosmetyki Labophyto we Włoszech, opracowała nową, certyfikowaną serię kosmetyków do makijażu. 99.90% wszystkich składników są pochodzenia naturalnego, a 10.70% wszystkich składników to składniki organiczne.

Zaciekawieni? Jak tak!

Strona producenta Natura Siberica / kosmetyki dostępne w Polsce na Siberica.com.pl

623 625 624

3. Madara Time Miracle

Mocno zaciekawiła mnie najnowsza linia łotewskiej marki Madara – Time Miracle. Stworzona została na bazie CELL REPAIR BIO-COMPLEX  – bio kompleksu naprawiającego komórki, chronionego patentem. Seria pełna jest soku z brzozy, którym zastąpiono wodę w kosmetykach. Do tego dodano ekstrakty z nadbałtyckich ziół, kwas hialuronowy i naturalne oleje. Całość zamknięta w bardzo eleganckich opakowaniach. Brawo!

Linia dostępna w sklepie Matique.pl

630

4. Claré Blanc

Kosmetyki mineralne zyskują sobie coraz więcej wielbicieli. Coraz też więcej pojawia się marek, oferujących mineralny make up. Claré Blanc to jedna z nich, ale muszę przyznać, że wyglądająca na jedną z ciekawszych. W prostych, ale eleganckich opakowaniach zamoknięto sypkie i prasowane podkłady, pudry rozświetlające i matujące, bronzery, róże, korektory, cienie do oczy, eyelinery i cienie do brwi. Do tego dodano całą kolekcję pędzli.

„Claré Blanc powstała z miłości do piękna i zdobywanej latami wiedzy o minerałach. To więcej niż kolejna marka kosmetyków – to wybór innego stylu życia. Wierzymy, że makijaż może równocześnie upiększać i pielęgnować. Że może podkreślać atuty urody i tuszować niedoskonałości. Że może być świetną zabawą bez kompromisów zdrowotnych.”

Dostępne na stronie Clareblanc.pl

620 619 621

5. BIO2YOU

Marka BIO2YOU szaleje! Niegdyś w ofercie posiadała jedną linię, bardzo dobrych przyznaję, kosmetyków. Od jakiegoś czasu co chwilę dodaje nowości. Wprawdzie większość pokazała się już dłuższą chwilę temu, ale być może jeszcze nie widzieliście tej kolorowej eksplozji żeli pod prysznic i mgiełek do ciała z letniej kolekcji? Pojawiła się też cała gama peelingów, bardzo soczystych kremów do ciała, seria dla dzieci i do włosów oraz bardzo ciekawe kremy BB.

Dostępne na Bioekodrogeria.pl

626

11351449_968160783223960_468508301797342104_n

6. Alchemia Lasu

Zauważyłam też bardzo duży wysyp naturalnych manufaktur. Wśród nich znajdują się prawdziwe perełki, które staram się wyłapywać. Jedną z nich jest Alchemia Lasu. Cytuję: „Tworzymy produkty w 100% naturalne, wykonywane na małą skalę z dbałością o dobór jak najczystszych i najświeższych składników botanicznych, zbierając wiele z ziół własnoręcznie i radośnie z łąk i lasów w górach południowej Polski. Nasze pomysły często rodzą się w lesie, a pierwsze prototypy botaników powstają w naszym domku na drzewie – wysoko w koronach drzew. Botaniki to po prostu w pełni naturalne i roślinne zastępniki kosmetyków.”

W Alchemii powstają więc przepełnione magią lasu kosmetyki – eliksiry olejowe, olejki i balsamy dla brodaczy, pasty myjące i peelingi do twarzy, kwiatowe kąpiele parowe, masła, peelingi i olejki do ciała, sole do kąpieli i maski do włosów.

Główny minus – Alchemia posiada jedynie fanpage na Facebooku, a zamówienia składa się mailowo. Czekamy na stronę!

Alchemia Lasu na FB

600

Próbowaliście już któreś z powyższych kosmetyków? A może coś szczególnie Was zaintrygowało?

Facebook