Wiosna rozkwitła i u mnie w domu!
Zdjęcia i relacje, które podrzucam Wam w social mediach pełne są teraz wiosennych kwiatów i nowalijek. Postanowiłam więc i tutaj rozwiośnić wszystko! A przy okazji podrzucić Wam kilka moich jedzonkowych pomysłów i patentów.
Będzie wciąż w klimacie kuchni roślinnej antyrakowej. Ale jak zawsze powtarzam, że jest to po prostu jedzonko pyszne, zdrowe, świeże, kolorowe i nie tylko wspiera terapię, ale przede wszystkim ma służyć jako profilaktyka raka i wielu innych chorób cywilizacyjnych.
Dzisiaj chciałabym w głównej mierze podzielić się z Wami moimi pomysłami na dwie pyszności – pieczone kotleciki z komosy i malinową różową owsiankę!
Kotleciki powstały, jak to często bywa, z przypadku. Zostało mi bowiem całkiem sporo ugotowanej komosy, no i musiałam z niej coś zrobić. Wtedy zazwyczaj dzieją się cuda, prawda? Bo z moich kotlecików jestem bardzo, bardzo dumna – takie dobre!
Pieczone kotleciki z komosy
Składniki:
- 3 szklanki ugotowanej komosy (można gotować na oko – całość tutaj po prostu mieszamy tak trochę na oko właśnie :))
- 1 mała cukinia
- 1 szklanka ciecierzycy ugotowanej
- 4-5 łyżek pasaty pomidorowej
- 2 łyżki musztardy dijon
- 2 ząbki czosnku
- 3-4 łyżki oliwy z oliwek
- 3-4 łyżki ulubionej przyprawy typu suvlaki czy gyros
- sól, pieprz
- bułka tarta (około 3/4 szklanki)
Cukinię ścieramy na tarce o dużych oczkach, solimy i po chwili odsączamy z nadmiaru wody. Ciecierzycę rozdrabniamy widelcem lub moździerzem. Do miski przekładamy komosę, cukinię, cieciorkę, pasatę, musztardę, wszystkie przyprawy i oliwę. Mieszamy dokładnie. Na koniec dosypujemy bułkę tartą w takiej ilości, aby można było formować małe kotleciki.
Kotleciki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w 180 stopniach 20-30 minut – aż się ładnie zarumienią.
Polecam podawanie ich z sosem pomidorowym albo….
Albo jak tylko macie na to ochotę! Ja na przykład, jak widać tutaj poniżej, dodałam je choćby do wegańskiego bigosu z boczniakami. Uczyłam się go robić z przepisu Jadłonomii, ale od tamtej pory to już mam raczej każdorazowo inną wariację na jego temat 🙂 Wciąż jednak uwielbiam. Czy to z chlebkiem, czy….
…czy inaczej… 🙂 Jak zobaczycie na zdjęci poniżej – potrzeba matką wynalazku. I tak powstały chrupiące sajgonki z wegańskim bigosem. Czy ktoś już je tak jadł??
Bo znowuż musiałam kombinować. Dolałam bowiem do resztek bulionu warzywnego sok z kiszonych buraczków i tak, po doprawieniu, powstał mi ekspresowy barszczyk. A do barszczyku wiadomo – przydałyby się jakieś paszteciki! Zawinęłam więc po troszku bigosu w podwójne płaty papieru ryżowego, nasmarowałam je oliwą i posypałam czarnuszką. Zapiekłam całość w piekarniku, aż stały się rumiane i chrupiące. No i powiem Wam, że fajne mi to to wyszło!
Zrobicie?
I jeszcze mały przerywnik na dobro wiosenne, które ostatnio dorwałam, a które ubóstwiam – młodą kapustę!
Zrobiłam od raz michę takiej antyrakowej surówki i pochłonęłam na śniadanie.
Jak zamienić kapustę w surówkę antyrakową? Szatkujemy ją, solimy, dolewamy odrobinę dobrego octu (dałam botwinkowy), chwilę wyrabiamy to rękami i odstawiamy na chwilę kolejną. W między czasie trzemy nieco marchewki, bierzemy sporo kiełków brokułu i np. jarmużu i drobno je siekamy (dzięki temu „giną” w kapuście). Dodajemy całość do kapusty, zalewamy odrobiną oleju lnianego lub z ostropestu, mieszamy i gotowe!
Pycha!
No teraz czas na małą malinową rozpustę! Moje śniadankowe rozkosze!
Czyli moją ostatnio ulubioną malinową owsiankę! Koi, jak rzadko które śniadanie. Sprawia, że dzień wydaje się zaczynać lepiej. A takiego ukojenia malinowego trzeba mi teraz bardzo!
Malinowa roślinna owsianka
Składniki:
- dwie duże garści płatków owsianych
- około szklanki mleka sojowego (ma przykryć płatki i jeszcze trochę)
- łyżeczka cynamonu
- garść lub i więcej mrożonych malin
- łyżka siemienia lnianego
- 3-4 łyżki pokrojonych orzechów (u mnie brazylijskie i migdały)
- 2-3 łyżki suszonych pokrojonych owoców (u mnie czereśnie i śliwki)
- 2 łyżki miodu
Mniej więcej w trakcie gotowania płatków popijam sobie szklankę wody z octem lawendowym lub z kwiatów czarnego bzu. Aby zmniejszyć skok cukru.
Do rondelka przekładam płatki owsiane, zalewam je mlekiem sojowym i gotuję na małym ogniu. Od zagotowania kilka minut, aby płatki zmiękły. Cały czas mieszając, bo łatwo się przypala. W między czasie dodaję cynamon, a pod koniec gotowania, wrzucam mrożone maliny. Mieszam jeszcze chwilę, aby część malin się połączyła z mlekiem tworząc piękny różowy kolor. Ściągam z ognia. Wtedy kroję orzechy i suszone owoce. Dodaję do owsianki. Siemię lniane najlepiej na świeżo zmielić w młynku i także dodać (czasem na szybko dodaję całe ziarenka). Na samym końcu dodaję miód, aby nie stracić jego cennych właściwości wysoką temperaturą.
I doprawdy świat staje się bardziej… malinowy!