Cieszę się bardzo, bo w końcu mogę Wam zaprezentować projekt, nad którym pracowałam ostatnie kilka miesięcy. Poznajcie nową markę – Rosa. Panna Poranna.
Markę Moniki, którą być może znacie z bloga Wielki Kufer. Markę, która, choć nie moja, jest mi już tak bliska i trzymam mocno kciuki za jej wspaniały rozwój!



Zacznę jednak od tego, że zapraszam serdecznie do całego mojego portfolio na:
>>> LILI CREATIVE <<<
Dla Rosy stworzyłam identyfikację wizualną, prowadziłam też szeroki konsulting przy tworzeniu marki. Stworzyłam etykiety i kolaże produktowe dla wszystkich kosmetyków w ofercie – tych, które już są dostępne i zupełnie nowej serii, która swoją premierę będzie miała już w sierpniu. Będą to naprawdę świetne produkty, które pokażę Wam później!
Tymczasem w ofercie marki znajdziecie pełne wiosenno-letniej energii oleje i hydrolaty z zaskakujących owoców i kwiatów. Są też glinki, sok z aloesu, peelingi z pestek i kwas hialuronowy. Czyli składniki do stworzenia w pełni naturalnej, tak zwanej – prostej pielęgnacji. Albo do jej codziennego uzupełnienia.
Monika tak opisała swoją Rosę:
Rosa to boginka piękna, która uwielbia otaczać się tym co naturalne. To Panna Poranna, która spaceruje skoro świt wśród sadów, łąk i lasów w poszukiwaniu naturalnych składników do pielęgnacji twarzy i ciała. Uwielbia prostotę i nie uznaje kompromisów. Dlatego jej produkty są wysokiej jakości i wytworzone z naturalnych składników.
Zajrzyjcie więc koniecznie na stronę marki na PannaPoranna.pl!





Tak i powstała nam panna poranna – delikatna boginka stąpająca po rosie i wchodząca w poranek z nową energią. Uzupełniają ją rysunki roślin i owadów z dawnych rycin. Całość ma lekko tajemniczy wydźwięk, przepełniony subtelnym mistycyzmem i dawną ludową mądrością. W logo pojawia się wymiennie sama boginka lub graficzny kwiat skomponowany z kropel rosy, który wykorzystujemy także we wzorze widocznym na wszystkich etykietach produktowych.








Sama ostatnio stosuję kilka produktów Rosy i już Wam mogę zaręczyć, że są świetne!
Mam dwa cudownie letnie hydrolaty – z pomidora i jabłkowy, olejek także z jabłka i peeling a pestek czarnej porzeczki.
Te pierwsze stosuję wymiennie, jako lekkie mgiełki kiedy tylko mam ochotę i jako tonik, do przemywania twarzy. Moje serce skradł hydrolat jabłkowy. Genialny! Pachnie bowiem bardzo orzeźwiająco świeżym jabłkiem. Woda pomidorowa nie ma niestety zapachu pomidora, świetnie się jednak sprawdza w codziennej pielęgnacji. Odświeża i koi skórę. Oba hydrolaty bardzo dobrze przygotowują ją do chociażby peelingu.
Tutaj najlepiej wziąć odrobinę pestek i wymieszać je z kilkoma kroplami olejku jabłkowego. Ja tak robię! Zwracam tylko uwagę, że pestki z porzeczki są jednak dosyć grubo zmielone i taki peeling nie nada się do wszystkich rodzajów cer. Ja masuję nim twarz bardzo delikatnie i tak sprawdza się naprawdę dobrze. Mimo to wolę stosować go do ciała. Tu jest po prostu genialny! łączę go z naturalnym mydłem lub żelem pod prysznic, czasami z olejkiem. Skóra jest potem mięciutka i świetnie oczyszczona!
Polubiłam się też z samym olejkiem jabłkowym! Ma przyjemny słodki pestkowy zapach. Nie wiem czy wiedzieliście, ale „jest bogatym źródłem siarki, co czyni go skutecznym w leczeniu trądziku, łuszczycy i innych problemów skórnych. Obecność naturalnej siarki poprawia detoksykację skóry i zwiększa produkcję kolagenu.” Wspomagam nim wieczorną pielęgnację, nakładając odrobinę wraz z żelem hiauronowym. Cudo!
Raz jeszcze zachęcam gorąco do zajrzenia na stronę Rosy – Panna.Poranna.pl!





Nie mogę się oprzeć, więc dołączam jeszcze trochę grafik i zdjęć Rosy!
Mam nadzieję, że Wam spodobają się tak bardzo, jak mnie!










