Obrońcy mórz – książka mojego męża + konkurs

Nadszedł w końcu długo oczekiwany czas wielkiej premiery książki mojego męża – Obrońcy mórz (Stanisław Sadkiewicz, wyd. Znak)!

Jest to dla nas doprawdy duże wydarzenie. Dla mnie powód do ogromnej dumy z jednej z najbliższych mi osób, a dla mojego męża – zwieńczenie wielomiesięcznej ciężkiej pracy, godzin, dni całych, tygodni, poświęconych na reaserch i dociekanie, badania i poszukiwania źródeł, a potem spisywanie tego wszystkiego, aby w końcu powstało coś, co doprawdy warte jest polecenia!

O czym są Obrońcy mórz?

To szalenie fascynująca opowieść o zjawisku, które dla większości z nas jest całkowicie abstrakcyjne – o piractwie somalijskim. To reportaż, który przenosi w zupełnie inny świat. To historia, która ponosi, z którą się płynie, która wciąga i oplata.

Znajdziecie w niej zarówno doświadczenia mojego męża, który przez prawie pięć lat pływał po morzach i oceanach jako oficer ochrony statków, ale także dogłębną analizę samego piractwa, podaną w tak lekki i przyjemny, ale w pełni merytoryczny sposób, że czyta się to z zapartym tchem.

Oglądaliście Kapitana Phillipsa z Tomem Hanksem w roli głównej? To właśnie o tych piratach pisze mój mąż. O tych i o wielu innych. Znajdziecie tutaj historie niezwykłych postaci, które tak znacząco wpłynęły na los wielu innych ludzi. Nawet na Wasz, choć zupełnie nie zdajecie sobie w tego sprawy. Znajdziecie odpowiedź na pytanie – dlaczego właśnie Somalia? Dlaczego u wybrzeży tego kraju powstało tak dobrze zorganizowane piractwo – w zasadzie całe pirackie państewka. Dowiecie się jak wygląda atak i co dzieje się z porwanymi. Na czym polega praca w ochronie statków i jakie jeszcze zagrożenia czyhają na morzach.

I kim, tak naprawdę, są ci obrońcy mórz?

Dla kogo jest ta książka? Pewnie na pierwszy rzut oka pomyślicie, że to coś dla mężczyzn. Jak najbardziej – jestem pewna, że panowie chętnie do niej zajrzą. Ja jednak bardzo serdecznie polecam ją także i paniom. Wam, drogie moje czytelniczki! Jest to bowiem świat cały do odkrycia! Historia tak niezwykle ciekawa i wciągająca! Która po prostu fascynuje i zaciekawia. Która pozwala oderwać się od naszej polskiej rzeczywistości i poznać problemy ludzi tak nam odległych.



No dobra… To może teraz coś o początkach? Być może ciekawi Was jak to jest żyć z kimś, kto ochrania statki? Jak wygląda ta praca?

Pisałam Wam wielokrotnie, że mam wyjazdowego męża. Wiele razy otrzymywałam od Was sygnały, że Wy tak nie dałybyście rady. Cóż, nauczyłam się już, że los potrafi przynosić doprawdy zadziwiające niespodzianki i rzuca nam jak najdziwniejsze wyzwania. Cóż zrobić – pozostaje albo się buntować, albo dostosować. A że bunt małżeństwom specjalnie nie służy, dostosowanie się wydaje się być jednak najlepszą opcją.

Wcześniej mąż służył w wojsku. W krakowskiej brygadzie desantowo-szturmowej. Co wierniejsze moje czytelniczki (nie chciałabym tu używać słowa „stare”, ale te które są ze mną od dawna), być może pamiętają, jak pisałam, że wyjechał mi ten mąż na misję do Afganistanu. Nie było go wtedy pół roku. Myślę, że ten jego wyjazd zahartował mnie na tyle, że ci piraci wydali mi się jednak mniejszym złem…

Jakiś czas później, już po odejściu męża z wojska, los rzucił go na wody właśnie. Wydawało nam się to wtedy najlepszym rozwiązaniem. Raz, że jak przeczytacie w książce, trudno byłym żołnierzom, wyszkolonym w wojaczce, odnaleźć się na rynku pracy, dwa – stanowiło to niezwykle ciekawe wyzwanie, w którym można było wykorzystać posiadane doświadczenie, a jednocześnie poznać i nauczyć się tak wiele nowego.

I tak to się wszystko zaczęło. Odbył wiele kursów, zdobył masę papierów – bez tego nie mógłby wsiąść na statek. I poleciał. Pewnego dnia, tak po prostu, choć w wielkich emocjach – poleciał na swój pierwszy tranzyt. Pamiętam, że był to wyjątkowo pechowy debiut, bo zgubiono jego bagaż i przez cały miesiąc musiał obyć się bez niego. Ale dał radę. A ja tylko sprawdzałam na mapie dokąd teraz płynie, jakie kraje odkrywa. Jak kursuje pomiędzy Omanem a Sri lanką, Kairem a Komorami, Południową Afryką a Indiami. Ocean Indyjski stał się jakby mniejszy…

Taki jeden kontrakt, w czasie którego odbywa się dosyć sporo rejsów różnymi statkami, trwa 2-3 miesiące. Po tym czasie można przebywać dowolną ilość czasu w domu – zazwyczaj 1,5-2 miesięcy. Dziwny rytm, prawda? A w zasadzie dwa tryby – bo ja to tak odczuwałam. Nauczyłam się przestawiać, w jeden-dwa dni zaledwie z trybu „on jest”, na tryb „jego nie ma”. Tak samo nasza Róża, która praktycznie od urodzenia te tryby sobie oswajała. Tak, jakbyśmy miały dwie, zupełnie inne codzienności – jedną, w której muszę ogarnąć wszystko sama, drugą – w której już nie. Nie powiem, wymaga to sporego wysiłku, zrozumienia, cierpliwości i chęci, ale się da. Los, jak już wspominałam, rzuca nam różne wyzwania.



Czy się o niego bałam? Na początku tak, znacznie bardziej. Potem zaczął wracać. Po prostu – zawsze wracał. I jakoś ten strach sam się oswoił. Bywa, że na statku nie ma internetu (czasem jest, czasem go nie ma). Wtedy i po dwa tygodnie nie mam od niego żadnych wieści. Żadnych. No, chyba, że uda mu się zadzwonić z telefonu satelitarnego i krzyknąć mi tylko do słuchawki, że żyje i wszystko ok i czy u nas tak samo. Zakłócenia i morski wiatr uniemożliwiają w zasadzie jakąkolwiek rozmowę. Ale i to mi już nie straszne. Po prostu – nie myślę o niebezpieczeństwie. Organizm sam się przed tym broni. Gdybym miała się wciąż i wciąż nakręcać, pewnie już dawno bym zwariowała.

Jak bardzo niebezpieczna jest to praca? Tutaj odsyłam Was już do książki. Mąż mój, zdolny mój mąż, pisze tam o tym naprawdę genialnie. Z poczuciem humoru, w prosty sposób wyjaśnia kwestie trudne do wyjaśnienia. Zawiłości globalnej gospodarki stają się nagle zrozumiałe, geopolityka łatwiejsza do przetrawienia. Jest też codzienność. Codzienność pracy w ochronie na morzu, codzienność pirackiego rzemiosła i w końcu – codzienność porwanych załóg.

Odsyłam Was więc do księgarń, w których już książkę widziałam. Znajdziecie ją w sekcjach z reportażami. Możecie też zamówić ją online – polecam choćby stronę wydawnictwa Znak lub Empik.

Bardzo też serdecznie zapraszam na spotkanie autorskie, które odbędzie się 29 kwietnia w Warszawie, w Faktycznym Domu Kultury (ul. Gałczyńskiego 12) o godzinie 19:00!

Ale to nie wszystko!

Mam jeszcze dla Was 5 egzemplarzy książki! Przygarniecie? 🙂

Zapraszam do rozdania NA FACEBOOKU!


WEJDŹ DO KONKURSU!
Facebook