Nie planuj!

Naszła mnie ostatnio ochota na mały bunt! Niniejszym więc ogłaszam, że wcale, ale to wcale nie trzeba mieć wszystkiego zaplanowanego!
Coraz częściej dochodzą do mnie porady od, między innymi, moich koleżanek blogerek, aby planować! Zaplanuj sobie posty na blogu na kolejny miesiąc, zaplanuj menu na cały tydzień, zaplanuj dzień, nie rozstawaj się z organizerem, itp. Wiedzcie, że ja te dziewczyny bardzo podziwiam, są mądre, kreatywne i robią wspaniałe rzeczy. I do nich to planowanie idealnie pasuje. Problem w tym, że do mnie zupełnie nie!
Mam wręcz wrażenie, że istnieje w temacie planowania pewna presja. Czytam, że powinnam zaprogramować posty na Facebooku i narasta we mnie wrażenie, że jestem do niczego, bo wrzucam je dosyć luźno, kiedy najdzie mnie ku temu chęć. Problem w tym, że ja po prostu źle się z planowaniem czuję.
I tak jak nie wszyscy nadają się do pracy na etacie, nie każdemu będzie do twarzy w zielonym, nie wszyscy nauczą się trzech obcych języków, tak nie wszyscy muszą mieć wszystko zaplanowane, aby tworzyć i żyć szczęśliwie.
Nie zrozumcie mnie źle. Pomysły na posty krążą mi po głowie i czasem je nawet spiszę. Niekiedy zaplanuję obiad na za dwa dni, zorganizuję dłuższą akcję blogową, umówię się z dużym wyprzedzeniem na kampanię promocyjną. Nie chodzi tu o brak planowania w ogóle! Jest ono wręcz konieczne chociażby w pracy zawodowej i tutaj często robię sobie listę zadań, a potem krok po kroku ją realizuję.
Buntuję się jednak przeciwko zbyt szczegółowemu zaplanowaniu życia, tygodnia, dnia. A już na pewno przeciwko planowaniu postów blogowych na cały miesiąc. Czemu? Bo w moim przypadku zabija to kreatywność i spontaniczność, a regularność sprawia, że mam gorszy nastrój. Nigdy, na przykład, nie lubiłam mieć zajęć dodatkowych w konkretne dni tygodnia o konkretnej porze. Za każdym razem łapałam się jedynie na myśli, że oto kolejny tydzień się skończył. Kiedy więc już kupuję karnet na fitness, biorę ten „open” i uczestniczę w najróżniejszych zajęciach. Bo czasem coś wypadnie, czasem się nie chce. Ale może za godzinkę, kiedy dziecko zaśnie się wybiorę. I idę! Ze świadomością, że nie mam narzuconej konkretnej pory, że nie mam przymusu.
Tak samo z blogowaniem. Nawet kiedyś próbowałam zrobić sobie planer z postami, ale pisanie nie sprawiało mi wtedy przyjemności. Stało się koniecznością – jest napisane, że taki to post ma być w taki dzień, więc ma być i kropka. Tymczasem moje pisanie musi być przyjemne. Posty siedzą mi w głowie, ewoluują, nabierają kształtów. A jak uznają, że już na nie pora, wychodzą. Ot, tak po prostu. Jak nowe przepisy na kosmetyki. Kulinarne. Dekoracyjne. Ale jeśli akurat znajdę coś ciekawszego, co warto pokazać, czekają grzecznie na swoją kolej. 
Nie czujcie się zmuszeni do planowania. Jeśli się w nim odnajdujecie, jeśli czujecie się bardziej komfortowo, to super! Ale Wy wszyscy, którzy do kreatywności potrzebujecie wolności i spontaniczności – nie zmuszajcie się! Bo każdy jest inny.
Ach… muszę dodać, że niechęć do planowania nie usprawiedliwia braku systematyczności, konsekwencji i ciągłego rozwoju. Bez tych rzeczy nie da się iść do przodu. Ale bez skrupulatnego planowania jest to możliwe. Przykład? Nagle odkryjecie, jak fajna jest kaligrafia lub domowy wyrób kosmetyków. Wkręcicie się w temat, zaczniecie pożądać tej wiedzy. Dajcie się temu uczuciu ponieść. Pozostawcie inne rzeczy, zamówcie pizzę na obiad i chłońcie wiedzę! Pasja i potrzeba rozwoju są ważniejsze niż posprzątany dom czy fryzjer na 17:00. Z jednym wyjątkiem – dzieci. Poczekajcie najpierw aż zasną 🙂

26 comments on Nie planuj!

  • By Izis

    W moim przypadku planowanie leży w mojej naturze i uwielbiam mieć wszystko zorganizowane. Nie umiałabym inaczej 🙂

  • Lina

    Niestety ja nałogowo wszystko planuje, a wiem, że to błąd. Przydałoby mi się chociaż trochę spontaniczności 🙂

  • Marta Domwkratke

    Planowanie faktycznie trzeba dostosować do osobowości. Natomiast z planowym blogowaniem mam tak samo jak Ty – no toć piszę, kiedy chcę, a nie kiedy muszę! Jak ktoś z bloga się utrzymuje, to już inna sprawa. Dla mnie blog to moja przestrzeń w sieci. I dokładnie tak jak piszesz – planowanie postów zabija spontaniczność i kreatywność. No i wnosi słowo "muszę", które w tym obszarze jest mi obce:) Pozdrowienia!!

  • Arsenic

    Planuj to, co się da zaplanować i co jest sens planować tylko wtedy, gdy przestajesz ogarniać natłok spraw – ja to nazywam kolejkowaniem i w pewnych specyficznych momentach mojego życia kolejkuję nawet podlewanie roślin na balkonie, w przeciwnym razie miałabym baDYLIĘ a nie bazylię 😉 Planowanie to zrzucenie myślenia na organizer, dla mnie w cudowny sposób pozwalające myśleć wówczas o czym chcę, a nie o czym muszę. Ale podkreślam – planuję wtedy, gdy mam nadmiar rzeczy do zrobienia, nie wymyślam sobie obowiązków ani nie planuję rzeczy na siłę.
    Podobnie było kiedyś z postami na blogu – czasu na pisanie miałam dużo, postów powstawało codziennie od groma, no więc je kolejkowałam na kolejne dni tygodnia, nawet bawiłam się wtedy w układanie ich wg pewnego schematu – bo mogłam. Ilość postów sprawiała, że kolejkowanie i planowanie miało sens, ale nie wyobrażam sobie teraz wymyślania tematu postu na siłę, bo akurat w organizerze mam zapisaną godzinę na blogowanie. A ja tu akurat mam raczej pustkę w głowie i ochotę na ugotowanie czegoś dobrego.
    Wiesz, ja myślę, że to nawet nie chodzi o rodzaj charakeru, tylko o ilość spraw do ogarnięcia. Każdy lubi jakiś tam swój porządek spraw utrzymać, więc i planować – ale wtedy, gdy jest CO planować. Jeśli akurat muza nie zsyła natchnienia, albo post w głowie nie dojrzał, albo zwyczajnie o niczym sensownym na FB nie masz do powiedzenia – żaden organizer świata tego za nas nie wyduma. Myślę, że żyjemy w społeczeństwie, któremu trochę na siłę wciśnięto pewne schematy, w tym układania wszystkiego wg planu i wybiegania z tymi planami daleko w przyszłość, która przecież ustalona nie jest.
    I w drugą stronę – planując zawsze jest miejsce na kreatywność, tylko nie trzeba się jej bać. Plany zawsze można dostosować do tego, co los daje, do tej lampki, która akurat się zapali. Bardzo często mam tak, że los mi puszcza oczko zsyłając jakieś wydarzenie czy rzecz, o których myślałam wcześniej i coś w związku z nimi planowałam – trzeba tylko lekko skręcić ze ścieżki albo rozejrzeć się dookoła organizera, aby to dostrzec i skorzystać z okazji. Plany to tylko myśli, intencje czekające na spełnienie, inaczej nie ma sensu ich postrzegać. A już na pewno nie jako przymus, a zwłaszcza przymus robienia czegoś, przeciw czemu całe ciało i rzeczywistość protestują 😉
    W moim organizerze, w którym zapisuję dzień po dniu obowiązki do odklepania, z tyłu jest miejsce na plany, czy też rzeczy, marzenia do spełnienia, tematy postów, ale bez konkretnej daty – ot, czekające na okazję. Warto je zapisać i często zaglądać, czasami niektóre się spełniają gdy przyjdzie ich czas, a czasami nie – i to też jest ok. Ważne jednak, że są zapisane – raz, że o nich nie zapomnę, a dwa – w moim odczuciu rzecz zapisana nabiera mocy, już porusza jakieś tam sfery w kosmosie odpowiedzialne na spełnianie się rzeczy i "nadarzanie się" okazji 🙂
    Trafiłby mnie jednak natychmiastowy szlag, gdybym – przykładowo – te zapisane luźno pomysły na posty blogowe miała zrealizować danego dnia, o danej godzinie, bo tak mówi organizer, bo jest lista, trzeba odfajkować i rozplanować na cały tydzień. Podejrzewam, że znienawidziłabym je tak bardzo, że już nigdy by te posty nie powstały.

    • Adriana Sadkiewicz

      :):):) Mnie tez by strzelił 🙂 A próbowałam kiedyś – okrutne to 🙂 Coś jak pisanie pracy magisterskiej 🙂 Napisałaś Kochana wspaniały cały i przemyślany post! Który dodatkowo jest świetnym uzupełnieniem mojego – dzięki 🙂 A baDYLIĘ uwielbiam!

  • Barbara Maciejewska

    Mi właśnie brak planowania przedkłada się na brak systematyczności niestety, także ja muszę większość spisac i wyegzekwować. Inaczej idę spać 😀

  • mocna z natury

    Planowanie… Lubię, planuje, układam cele i by je zrealizować planuję działania… jednak kiedy najdzie mnie ochota na kreatywność i działania nieplanowane to sobie nie odmawiam 🙂 Czasem przybliżają mnie bardziej do celu 😉 Wydaje mi się, że wystarczy wiedzieć DO czego się dąży, jaki jest CEL i wszystko się układa i planuje samo 😉

  • Łucja z Agulkowego Pola

    Gdybym chciała planować zostałabym … planistką 🙂 Owszem mam cele ogólne, ale bez przesady. Taki tylko rys. Kiedyś więcej planowałam. A potem? Tylko żal i wściekłość, że coś poszło nie tak. Owszem dzień ma swj plan, bo praca, dom itd. Ale żeby planować co na bolu przez miesiąc? Nie, to nie dla mnie.

  • m'Arlena P.

    Ja dlatego nie zostałam nauczycielką bo nie umiem planować 😛

  • isabeel117

    no właśnie; precz z dyktatem planowania; czyż nie wystarczy życie ergonomicznie zorganizowane? Ewolucyjna skłonność do ekonomiczności i oszczędzania wysiłku sama naprowadza nas na drogę, by nie krążyć po mieście kilka razy, ale tak je pokonać, by załatwić wszystkie sprawy, odebrać co trzeba, dostarczyć dzieciaki, gdzie trzeba. Zapisuję sobie rzeczy do pracy, ale do życia – nie umiem. Wg mnie większa siła w elastyczności, zresztą życie już mi zdążyło pokazać, co sądzi o moim planowaniu.

    • Adriana Sadkiewicz

      Kochana – zakochała sie w "życiu ergonomicznie zorganizowanym" i "ewolucyjnej skłonności do ekonomiczności" . Nie ujęłabym tego lepiej! :**
      Mi też życie nie jeden raz pokazało, że i tak nie warto zbyt skrupulatnie planować 😀 Zawsze wychodzi inaczej!!

  • Anonimowy

    a ja tak mam ze jak za duzo planuje to swiat idzie przeciwko mnie i tak zmienia ze nici z moich planow 🙂 co powoduje ze cierpie czasami jak psychicznie tak i finansowo :/ dlatego postanowilam podchodzic luzniej "planowac ze swiadomoscia ze to moze sie zmienic " to mnie nauczylo otwartosci i wiekszego zaufania do swiata. a co najwazniejsze to mam dzieki temu mentalny relaks 🙂 bo zbytnie przywiazanie do planu usztywnia nasz umysl przez co zbyt duzo sie przejmujemy :/ Mysle ze zloty srodek jest najlepszym podejsciem we wszystkim: organajzer- jak najbardziej "tak" , ale czasami specjalnie trzeba zapomniec o nim 🙂

    • Adriana Sadkiewicz

      Oj tak, kurczowe trzymanie sie reguł i planu stresuje i męczy. Odrobina oddechu i luzu tylko na zdrowie wychodzi!

  • Aleksandra A

    Ostatnio doszłam do wniosku że tak bardzo skupiamy się czasami na samorozwoju i pędzimy przed siebie że nie zauważamy jak dni płyną bez większego sensu, nie celebrujemy i nie doceniamy dni "zwyczajnych" 🙂 w których pozornie nic się nie dzieje ale tak naprawdę mamy czas na chwilę odpoczynku, nicnierobienia, spacer, zabawę z kotem ot takie pierdoły ale jak ważne. Od czasu do czasu spróbujmy żyć bez listy w ręku i nie zastanawiajmy się nad następnymi 50 celami na najbliższy tydzień 😉 Ja lubię być zorganizowana i zaplanować pewne rzeczy ale z umiarem, nie lubię mieć długich list i zapisywać wszystkiego to mnie denerwuje i u mnie się nie sprawdza, wszystko lubię robić z umiarem 🙂

  • Anonimowy

    Udusiłabym się w okowach planowania. Niemnie lubię mieć cel, większy i te mniejsze też, wówczas obieram jakiś kierunek. Nie musi to być krok po kroku ułożone w głowie. Wyjątek stanowią ćwiczenia w sali, dwa razy w tygodniu o określonej porze. To mnie trzyma w ryzach. Idę jak "koń w klapkach". W czasie wakacji, kiedy mamy przerwę w regularnych zajęciach, trudniej mi się zmobilizować, mimo że lubię się ruszać. Doszłam do wniosku, że najtrudniej mi podnieść 4 litery i ruszyć. Ostatnio siedziałam na kanapie czytając książkę i co chwilę się odrywałam, bo miałam zamiar zaraz iść na……no właśnie, na rower czy na basen? I tak sobie powtarzałam to pytanie, aż noc zapadła i nigdzie nie poszłam. Widać organizm potrzebował posiedzieć i poczytać, jednak z drugiej strony pogoda kapryśna i jeśli już dopisuje szkoda zostać w domu.

  • Dagmara K

    Niestety, też tak mam. Niestety, bo to, co robię w życiu, z dużą przyjemnością zresztą, wymaga ode mnie planowania i ścisłego się tego trzymania; a ja raczej z trzymaniem się planu mam problem, z konsekwencją, niż z samym planowaniem. Ale te dwie rzeczy się jednak łączą, nie ma co ukrywać.

  • Marta @NocnaSowa.pl

    I za to Cię tak lubię. Za spontaniczność i radość dzielenia się, którą czuć w Twoich postach. I nie chodzi o to, że planowanie jest złe. Każdy kiedyś próbował być bardziej efektywny poprzez zapisywanie zadań. Jednak sztuką jest rezygnacja z niektórych zadań i pozostawienie sobie miejsca na rozwijanie dziedzin, które kochamy. Cel można mieć gdzieś daleko w głowie i osiągnąć go poprzez systematyczne, niewymuszone działanie – bez wyliczania kiedy i ile czasu zajmie jego osiągnięcie. Liczy się droga, nie cel. Niech będzie fascynująca już dziś, nie po odhaczeniu kolejnych zadań.

  • Zofiana

    Nie można w życiu wszystkiego planować, bo na wszystko nie mamy wpływu.
    Dajmy sobie odrobinę luzu i pozwólmy , aby niektóry rzeczy działy się same…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook